Ruta de la Reconquista to historyczny szlak wytyczony na pamiątkę pierwszego zwycięstwa nad Maurami (w 8-mym wieku), które miało zapoczątkować wyzwolenie Hiszpanii spod muzułmańskiej okupacji. Fakty są nie do końca znane. Muzułmańscy i chrześcijańscy historycy przeczyli sobie przez całe wieki, według naszych legend mały oddział powstańców pokonał i wybił wielotysięczną armię. Covadonga- gdzie najwyraźniej zdarzył się cud stała się miejscem kultu, a Matka Boska z Covadongi została patronką Asturii. Nie wiem jaki związek z tą historią ma dzisiejszy szlak- GR202. To raczej stara pasterska ścieżka, jedno z najłatwiejszych wyjść z kanionu Cares, prowadzące do wysokich górskich hal. Po drodze co i rusz trafia się tam na ślady dawnej ludzkiej obecności. Orzechy włoskie, pokrzywy, mieszkalne jaskinie (teraz zasłane dywanem bobków). Po wydostaniu się z kanionu ścieżka wdrapuje się na rodzaj płaskowyżu- zawiły, spękany skalisty teren -krasowy więc trudny do pokonania. Porośnięty przez kamienne wioseczki- Oston, la Vega de Comeya…- wyglądające na odwieczne, wrośnięte w ziemię kolonie domków, użytkowanych nadal i pozamykanych na klucz. Piękne i bardzo ciekawe.
Sporo tam błądziłam, bo w skałach znikła jakakolwiek ścieżka, a nieliczne znaki powywracały krowy. Do tego poszukiwania wody, piękne widoki, ogromne (czasem otoczone płotkami) jaskinie, mniejsze szczeliny, błoto i zarośla kwitnących krzewów- paskudnie ostrych. Wszystko to cudownie dzikie jakby zatrzymane w innych czasach- nie zmieniane może od średniowiecza. Pod wieczór doszłam do krańca płaskowyżu wprost na rzędy łagodnych pagórków i dalekie zamglone morze. Zanocowałam w jednej z wioseczek. Mogłam w kolibie (pewnie tysiącletniej), ale nie musiałam, rozbiłam namiot pośród pozamykanych domków na wystrzyżonej przez owce trawce. Zwierząt już tam nie było, zeszły na zimę w doliny. Była woda.—>