W opisach trudności technicznych alpejskich i pirenejskich tras panuje lekkie zamieszanie. Jednocześnie jest w użyciu kilka skal. Miejsca wymagające wspinaczki są oznakowane na wielu mapach skali I, II, III… (alpinistyczna I do VI, teraz już więcej). Ta sama skala występuje często w postaci liter: F (łatwo), PD (trochę trudno) AD(dość trudno), D (trudno)… potem bardzo trudno, ale tak czy siak to już nie są miejsca dostępne dla wędrowców. Sama skala (poza typową wspinaczką) dotyczy bardziej zdobywania szczytów niż długodystansowych tras (czyli zwykle odnosi się do chodzenia na lekko, nie z plecakiem). Słowo facile- czyli F wygląda niegroźnie, „łatwość” jest jednak względna. Ja daję radę chodzić z plecakiem po F+ (facile- to miejsca gdzie jest dużo chwytów i stopni, a ściana jest niezbyt stroma i niezbyt eksponowana, z tatrzańskich tras np. Lodowy przez Konia). W dobrych warunkach mogę chodzić po II czyli PD (w Tatrach- Mnich przez płytę), ale III to już dla mnie poważny problem.
III czyli AD to miejsca gdzie chwyty są małe i czasem trzeba ich szukać, ale wciąż jeszcze ciało opiera się głównie na nogach, w tym mieszczą się również bardzo strome zbocza zimą i gładkie, ale do pokonania zapieraczką kominy -oczywiście wszystko to nieubezpieczone. W opisie wygląda nie najgorzej, w praktyce stoi się na jakichś prawie dobrych stopieńkach trzymając się jedną ręką (prawie) dobrego chwytu, a drugą poszukując czegoś solidnego. Pierwsze czego uda się złapać wypada, drugie.. hmmm trochę się rusza, trzecie musi się jakoś nadać i tak do góry (lub w dół) krok po kroku… a pod nogami kilkanaście…kilkadziesiąt, kilkaset metrów powietrza i jakieś raczej nieprzyjemne w dotyku dno. To mi się zdarza na krótkich kawałkach. Moi koledzy chadzają jednak nawet solo po jeszcze trudniejszych drogach- więc ciężko powiedzieć, że się nie da… da się, tylko że to już mnie chyba przerasta. W tak trudne miejsca lepiej chodzić bez plecaka.
Wydawałoby się, że te dwie skale wyczerpią problem, a jednak istnieją jeszcze inne- mniej wspinaczkowe. Potrzebne, bo i w Pirenejach i w Alpach wiele przejść wymaga poruszania się w trudnym terenie, który jednak nie zawsze jest skałą. T1… aż do T6- ocenia też inne górskie trudności- oddalenie od cywilizacji, możliwość biwaku lub postoju, trudności orientacyjne… To skala skonstruowana do opisu wysokogórskich tras, dla których w języku polskim właściwie brakuje nazwy. Najłatwiejszym stopniem jest T1- czyli w miarę widoczna ścieżka, najtrudniejszym- T6 odpowiadający mniej więcej wspinaczkowemu PD.
Takiej skali używa też Edek w opisach swoich pirenejskich tras. Skala pochodzi z fascynującego przewodnika Guide Ollivier (niestety po francusku, ale można oglądać obrazki:))
T1 – to proste, wygodne ścieżki. Może nie poukładane z kamieni jak niektóre nasze, ale nadające się do ostrożnego przejechania rowerem.
T2 też ścieżki. Mniej lub bardziej kamieniste czy strome. Czasem przechodzące po jakimś fragmencie skał, czasem wywieszone nad jakimś przepastnym widokiem. W tym zakresie mieści się większość GR-ów, ich trudniejsze (na mapie wykropkowane) fragmenty bywają przykre, ale niezbyt niebezpieczne. GR11, GR20, GR54 ocierają się miejscami o T3- takie miejsca mogą sprawić kłopot przy oblodzeniu, czy bardzo złej pogodzie.
T3 wymaga sporadycznego używania rąk, trasa może prowadzić po sypkich piargach, pełnych dziur rumowiskach, miejscami bywa eksponowana. Czasem nie widać ścieżki, ale wciąż nie jest bardzo niebezpiecznie- tak są opisane np. najtrudniejsze odcinki HRP, takie wydają mi się najtrudniejsze fragmenty Alta Via del Adamello… (to z moich pokazanych już na blogu tras).
Na T4 ręce są w częstym użyciu, szlak trudny do odszukania, zdarzają się eksponowane trawki, czasem skała. Daleko od cywilizowanych miejsc i wycofanie się w przypadku choćby załamania pogody nie jest już proste. Z plecakiem da radę, chociaż lepiej żeby nie był ciężki. Miejsca na biwak bywają co jakiś czas, mogą nie być bardzo wygodne.
T5- Trudności orientacyjne. Eksponowane trawersy skalistych zboczy i dla mnie najtrudniejsze długie trawersy po nieprzyzwoicie stromych trawkach. Niestabilne piarżyska, po których niekoniecznie idzie się w dół, a pod którymi często straszą urwiska. W tą kategorię wchodzą też pola firnowe i kawałki lodowca- które ja uważam za łatwiejsze (jeśli oczywiście mam stosowny sprzęt). Wydaje mi się, że w swojej górnej granicy T5 mniej więcej odpowiada F+ z tym, że ja osobiście wolę trudności w dobrej skale od podejrzanych trawek i niestabilnych piargów, w tej kwestii nadal się uczę.
T6…hmm w tym roku we wrześniu spróbowaliśmy z kumplem (właśnie z zamiarem sprawdzenia skali) i po dwóch godzinach musieliśmy wrócić. Zgubiliśmy się. Ogólnie wspinaczka do II (akurat nie było, może dalej :)) niebezpieczne trawersy kruchych skalnych zboczy (ohyda) obrzydliwie eksponowane trawki, przy tym brak jakiegokolwiek oznakowania i choćby śladu czyjegoś przejścia lub ścieżki…ekspozycja, odcięcie od cywilizacji… i jeszcze ewentualnie lodowiec z możliwością upadku (tym razem nie trafiliśmy). Stromo tak, że nie było gdzie usiąść. Bywałam już w takich miejscach, też zimą, jeśli to tylko kawałek da radę wytrzymać. Kilka godzin mocno daje w kość. W trawkach i śniegu potrzebne są bardzo twarde podeszwy. Ja się na tym trzymam (dość dobrze) w zimowych butach -podeszwa C, w letnich mam poważny problem. To ogromna różnica, nie uwierzyłabym, gdybym nie sprawdziła. Plecak przeszkadza i co jakiś czas trzeba go zdjęć i opuścić, przeciągnąć, generalnie pokombinować. Zejścia z plecakiem przerażają, chociaż zwykle dają się jakoś pokonać. Jeśli coś zakwalifikowano jako T6 nie będzie łatwo. Najczęściej to dzikie miejsca, o których wiadomo tylko, że komuś, kiedyś… udało się tamtędy przejść. Bez bardzo szczegółowego opisu prawie eksploracja.
Wiele opisów z krajów gdzie rzadko bywam czy wiele internetowych stron, używa jeszcze innych skal. Niektórych nie rozumiem. Inne wydają mi się nielogiczne (np. trudności Brenty wdł. Tkaczyka- gimnastyczne nie wysokogórskie) czy oparte na stopniu osiąganego na trasie zmęczenia, a nie rzeczywistych trudności technicznych (np. trzystopniowa skala w „Pirenejach” Keva Reynoldsa, czy wiele internetowych opisów alpejskich tras, też zwykle trzystopniowych). Dla mnie problem czy trasa jest forsowna czy nie, jest raczej drugorzędny. Zmęczą się ci, którzy nie mają kondycji. Techniczne problemy mogą dotknąć każdego. Niestety każda ocena jest subiektywna. Trudności wysokogórskich tras bardzo zależą od warunków i pogody. Wystarczy drobne zalodzenie, resztki śniegu czy bardzo silny wiatr, żeby radykalnie wzrosły. Często chodzę poza sezonem i niejednokrotnie poznaję zupełnie inne oblicze drogi niż latem. Do tego przy szlakach nieoznakowanych nigdy nie mam pewności czy szłam dokładnie tą samą trasą co opisana, a kilka metrów w tą czy w tamtą może zrobić wielką różnicę :)
Jeżeli chcielibyście żebym podawała w swoich opisach trudności tras, napiszcie proszę. Najbardziej odpowiednia jest chyba sześciostopniowa skala T1- T6? Jak sądzicie?
Dla porządku to czy trasa jest męcząca, czy nie wcale mnie w ocenie trudności nie interesuje – to nie jest trudność techniczna tylko kondycyjna. Jeśli podejście rzędu 1500 metrów (dość typowe dla europejskich gór) Was przeraża, do trudności technicznych musicie doliczyć ewentualne efekty wynikłe ze zmęczenia. Też mogą być bardzo istotne, zwłaszcza w trudnym, wymagającym skupienia terenie, w przypadku załamania pogody, wymagającej kluczenia mgły, czy jakiegokolwiek istotnego, a trudnego do przewidzenia problemu.
Bardzo ładnie napisane. Ocena trudności trasy nie jest łatwa i często subiektywna. O ile tasy wspinaczkowe można ocenić, chociażby na podstawie użytego sprzętu, to z trekkingowymi jest już problem. Ja w moich opisach wędrówek po pirenejskich szlakach długo miałem problem, jak ocenić stopień trudności. Początkowo pisałem F, czy PD. Ale „F” czyli trasa łatwa (Facile) czasem wcale nie była łatwa. Nazwa „Facile” jest trochę myląca, oznacza tylko tyle, że nie ma trudności technicznych. A jak ocenić trasy zupełnie łatwe, takie można by rzec, spacerowe? Jak się maja do np. Lodowy Koń czyli F? Dlatego bardzo mi odpowiada skala T1-T6 z przewodników Olliver.
Z drugiej dla mnie osobiście łatwiejsze są trasy w skale, czy odcinki areo, z dużą ekspozycją niż trasy po lodowcu, firnie czy piargach (szczególnie w górę ;)).
Zgadzam się z Kasią co do butów a dokładniej twardej podeszwy. Mam dwie pary, znanej, renomowanej marki. Jedne są A/B drugie B/C. Różnica jest kolosalna. I na śniegu i na lodzie i na skale!
A ja myślałam że mnie skrytykujesz! Myślę, że my wolimy skałę, bo uczyliśmy się chodzić po górach w Tatrach- piękny granit, nie ma piarżysk, a po trawkach nie było wolno, stąd brak doświadczeń. Wydaje mi się że Hiszpanie czy Francuzi zdecydowanie wolą trawki i piargi i naprawdę świetnie sobie z tym radzą. To widać choćby po wydeptanych obejściach pięknej skały, czy dziwnie moim zdaniem poprowadzonych ścieżkach. Jeśli się dokładniej przyjrzeć to prawie wszyscy tam chodzą w bardzo sztywnych butach. Ja lubiłam miękkie,ale na trawach w nich okropnie zjeżdżam. W eksponowanych miejscach to kolosalna różnica. Z tymi skalami trudności jest kłopot, bo większość przewodników koncentruje się albo na opisach długodystansowych szlaków (a one nie są zbyt trudne) albo na zdobywaniu szczytów. Takie wysokogórskie łażenie z plecakiem jest mniej popularne, ale mi się akurat najbardziej podoba. Cieszę się, że odkryłeś Olliviera. Nawet same obrazki dużo dają, a może ktoś to kiedyś przetłumaczy :)
Cześć :).
Wybieram się w maju w przyszłym roku w Pireneje, ale korzystając z ww. przewodnika Keva Reynoldsa mam duży problem w ocenie faktycznej trudności szlaków. Uzyta tam skala F, PD, itd. (ew. 1-3) niewiele mówi. Aby wyobrazic sobie faktyczny poziom trudności, bardzo pomogłoby mi opisanie na tej skali szlaków tatrzańskich. Jak opisalabys trudnosc na skalach F, PD… i T1-T6 na przykład tych szlaków:
– Kościelec przez Karb
– Zawrat od strony Hali Gąsienicowej
– Rysy od polskiej strony
– Orla Perć
– Świnica od Liliowego?
Dzięki za pomoc!
Hej. To trudno porównać bo u nas są ubezpieczenia a tam nie. I przez to Pireneje są trudniejsze. Żaden z w/w szlaków subiektywnie nie przekracza T3/T4 chociaż nie można ich tak w zasadzie określić bo są ubezpieczenia. Nie ma u nas trudności orientacyjnych czy trudnego terenu typu piarg czy stroma trawa albo kruszyzna. Także to nie jest porównywalne. Tatrzańskie szlaki nie łapią się też w skalę F.PD itp. Są łatwiejsze bo ubezpieczone. Nie wiem czy pomogłam :) pozdrawiam z Pirenejów!
Hm. A Kościelec? Tam nie ma ubezpieczeń :).
Tak Kościelec troszkę się tej ocenie wymyka, ale też najmniej przypomina Pireneje. Tam taka czysta skała jest rzadkością. Tak jak napisałam to jest bardzo subiektywna ocena i najlepiej zrobisz próbując. Oczywiście ostrożnie, bo nie wszędzie jest telefoniczna sieć i lepiej liczyć tylko ma siebie. To co jest opisane jako F czy F+ nie powinno sprawić wielkich kłopotów przy dobrej pogodzie i bez śniegu a właśnie spadł. Zaczyna się zima. Pozdrawiam nadal z Pirenejów :)
Ja tu czekam na kolejne odcinki relacji z Gruzji, a Kasia w Pirenejach?
Ech, komu lepiej ;-)
Pozdrawiam.
Przepraszam. To taki nieplanowany wyskok tylko na tydzień. Dałam się wyciągnąć. Jutro będę w domu i wracam do relacji z Gruzji. A Pireneje też opiszę potem. To niezła trasa na póżną jesień. Spadł już śnieg, ale na szczęście nie wszędzie. Pozdrawiam z Tuluzy!