chodzenie po górach zimą- Bukowe Berdo i takie tam…

Jest jakaś dziwna prawidłowość. Ile razy wracam z zimowego łażenia po górach (wróciłam wczoraj), w Polsce szleje nagonka prasowa przeciwko temu co najbardziej lubię.  Właśnie usłyszałam w telewizji, że aresztowano chłopaka- przewodnika grupy, która pewnie nieświadoma tego jaki wywoła efekt, ośmieliła się obudzić z zimowego spoczynku GOPR.  Reakcja na wezwanie przypominała (tak przynajmniej wynika z prasy) mobilizację na wypadek wojny. Postawiono na nogi nie tylko lokalnych ratowników, ale też cały szpital w Ustrzykach, służby leśne i Straż Graniczną.  Kilkadziesiąt osób. Zaskakująco brzmią relacje, że nie wiadomo było gdzie grupa młodzieży jest i ilu z nich wymaga pomocy,  a nawet lament jakoby wiele osób miało odmrożenia umożliwiające wyjście z namiotu (potem zdementowane).  Skąd taka panika pojęcia nie mam. Podobno grupa miała stały kontakt z GOPR. Kto kogo nie zrozumiał? Komu na rękę był zamęt? Wiele osób o odmrożonych kończynach zredukowało się ostatecznie do lekkiego odmrożenie stóp jednego chłopca. Nikomu nic się nie stało.  Dobrze wyposażani i przygotowani młodzi ludzie, którzy nieszczęśliwie natknęli się na złą pogodę, musieli być mocno zdziwieni reakcją służb.

Dostali nauczkę i bardzo jasny sygnał- siedźcie na tyłkach, nie szarżujcie, nie ryzykujcie, najlepiej wcale nie róbcie nic. Władze, nie mam nawet pojęcia jakie, próbują z nich teraz zrobić bezwolne ofiary, oskarżając o narażanie ich życia przewodnika.

Nie wiem dlaczego nikomu nie przychodzi do głowy fakt,  że GOPR powołano nie po to, żeby zabronić ludziom wychodzenia w góry, ale po to, żeby mogli trochę zaryzykować, licząc na to, że w razie czego ktoś przyjdzie i im pomoże. Ze miała to być szczytna służba, a nie silna grupa broniąca dostępu do gór. Góry są nasze. Nasza jest też odpowiedzialność za własne poczynania i własne życie. 16- 19 latkowie to nie przedszkolaki, ale ich charaktery się jeszcze kształtują. Ciekawa jestem czego się po tym doświadczeniu nauczą… zaczną postrzegać siebie jako ofiary? Wystraszą się zimowych gór?  Zrezygnują z ponoszenia ryzyka? Czy nagonka na ich przewodnika wywoła w nich wzrost zaufania do naszych służb i GOPR? Czy może obrzydzenie do biurokracji i wstręt do braku solidarności ludzi gór? Zawód, rozczarowanie, bierność? … atak na niezależność i wolność wyboru? …tak sobie myślę, bo jak zwykle mam na myślenie zarezerwowany czas… czy nam jako społeczeństwu naprawdę się taka nadopiekuńcza „ochrona” opłaca? Czy musieliśmy ją sobie zafundować za własne pieniądze? Komu właściwie służą „służby”?  One nam czy może my im?

Nie wiem jakie macie doświadczenia Wy, ale mi zdarzało się już wielokrotnie wzywać na pomoc służby ratunkowe w różnych krajach. Niekoniecznie na pomoc sobie. Nie było tłumów ratowników, nagonki prasowej ani paniki. Nikt nikogo nie oskarżał. Nikt nie zniechęcał do korzystania z gór. Nikt nie straszył i niczym nie groził.  Wszyscy byli normalni i mili… strasznie te inne kraje dziwne prawda? A przecież podobno to wszystko jedna wielka Europa…

Chyba, że to wymysł mediów? Bo jakoś mi trudno uwierzyć, że GOPR jednakowo krytykowałby przygotowanych, odważnych ludzi i oszołomów zdobywających oblodzone góry w trampkach.

 

Share

błąkanie bez celu ?

To bardzo, bardzo luźna myśl. Wyzwolona czytaniem książki, którą dostałam od Radka. Teoria map myśli jest oparta na założeniu, że ” lepiej jest mieć w życiu jakiś cel niż nie mieć”.  Zastanawialiście się kiedyś czy to prawda i czy ktoś to kiedykolwiek udowodnił?

Ja się od dawna zastanawiam. Czy rzeczywiście zawsze trzeba mieć cel? Czy samo życie- cieszenie się każdą chwilą nie może być wystarczająco satysfakcjonujące? Czy dążąc do celu nie ominiemy tego co niechcący spotykamy po drodze, a co nie ma z tym celem wielkiego związku? Zyskamy czy stracimy? Może założymy sobie klapki na oczy?

Jako fizyk doświadczalnik (od dawna niepraktykujący, ale nabytych podczas studiowania nawyków  nie da się już wykorzenić) postanowiłam to sprawdzić. Sprawdzanie jest prostsze na innym niż zwykłe życie terenie- bo łatwiej się oderwać i uważnie obserwować rzeczywistość. Codzienność jest zbyt rutynowa. Jak wiadomo człowiek zwykle widzi selektywnie-  to co zna, co nauczył się już widzieć (wiem to z wykładu o procesach widzenia, na które chodziłam do Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Nęckiego – studiowałam biofizykę). Rzeczy, o których istnieniu nie wiemy bez dodatkowej uwagi pozostają niezauważone. Chcąc się odciąć od schematów sprawdzanie mojej teoryjki przeniosłam więc na inny grunt- góry. Doświadczenie wykonałam po raz pierwszy już prawie 10 lat temu, a potem wielokrotnie powtarzałam.

Okazało się, że chodzenie jest znacznie ciekawsze samo w sobie. Bez celu. Droga dla samej drogi. Nie po to, żeby gdziekolwiek dojść. Jeśli coś zaplanuję, martwię się czy uda mi się to wykonać, śpieszę, denerwuję, a na koniec przeżywam rozczarowanie, że się nie udało, albo co jeszcze gorsze, że się udało i wcale nie okazało się to emocjonujące. Że niewiele mi dało, a po zrealizowaniu pozostawiło dziurę, którą może zapełnić chyba tylko kolejny cel. Trochę jak błędne koło.

Dobrze wspominam lata, kiedy jechałam z plecakiem gdziekolwiek. Byle w góry, a potem szłam przed siebie wybierając jakąkolwiek trasę. Taką, która w danym momencie wydawała mi się najlepsza. Najładniejsza, najtrudniejsza- wybierałam subiektywnie zależnie od  sytuacji i humoru. To trochę przypomina szwedzki stół w porównaniu do zamówionego z karty dania.

Konsekwencją takiego postępowania jest brak widowiskowych osiągnięć. Nie ma się czym pochwalić. Nie zdobyłam wielu szczytów, większość popularnych miejsc ominęłam. Odkryłam za to nowy (dla mnie) sposób postrzegania rzeczywistości. Nieprawdopodobnie szczegółowy. Osobisty. Nie umiem tego prosto wytłumaczyć, bo objaśnienia wydają mi się banalne. Chciałam to pokazać – i tak powstała  książka Wędrówki Pirenejskie.

To bardzo odświeżające uczucie. Niezwykłe, ale potrzebny jest na to czas. Lepiej być samemu, albo z osobą, która ma na temat „bezsensownego błądzenia” podobne zdanie.

Chciałabym umieć przenieść ten szczególny sposób odczuwania na codzienne życie, ale w praktyce to bywa trudne. Szkoda…  To stan umysłu wyjątkowo sprzyjający tworzeniu, a możliwość rozwoju i ciągłego tworzenia jest dla mnie bardzo ważna. Zawsze była moim priorytetem… hmm… nie wiem sama czy czasem nie celem? :)

Jak widać od przymusu posiadania celu trudno jest skutecznie uciec, ale lubię  go porzucić chociaż na chwilkę – otwierając przy okazji oczy na to, co no co dzień mi zwykle umyka.

Zdjęcia (poza pierwszym) pochodzą z jednego deszczowego dnia w Alpi Orobie, kiedy moja przyjaciółka musiała odpocząć, a ja powłóczyłam się sama po okolicy, z daleka od szlaków i dróg. Pan w schronisku powiedział, że wyżej są dwa jeziora, a ja znalazłam ich tam chyba z 10. Pewnie były tylko chwilowe i znikały kiedy nie padał deszcz.

Share
Translate »