Skåla Jostedalsbreen- Norwegia lipiec 2014 cz2

Skåla  to bardzo znane miejsce. Na wierzchołku z fantastycznym widokiem na okoliczne lodowce postawiono kiedyś coś w rodzaju sanatorium dla gruźlików. Podobno dobrzeli tam w czystym, górskim powietrzu. Nie wiem co jedli i jak sobie radzili z wodą. Droga na szczyt zajmuje ponad 4 godziny i nie jest wcale bardzo łatwa. W górnej części to dziki, skalisty teren. Podejście (z poziomu morza, bo góry opadają aż do fiordu) to ponad 1800 m.

W wieży gdzie kiedyś mieszkali chorzy jest teraz schron DNT. Zrobiłam kilka zdjęć ładnie wyremontowanego wnętrza. Był weekend (o czym zapomniałam) więc też straszny tłok. Na szczęście nie nocowałam tam. Wyszłam zbyt późno. Pogoda popsuła się i nie chciało mi się drapać na wierzchołek przed nocą. Rozbiłam namiot nad jeziorkiem na ok. 1100 m. Zaplanowane nocne zdjęcia ograniczyły się do zamglonego widoku na fiord i kilku ujęć mojego stawu.  Rano nie było lepiej, ale wyżej mgła rozstępowała się co jakiś czas i  udało mi się zrobić kilka fotografii. Miejsce było rzeczywiście piękne. Powrót tą samą drogą, chociaż nie wiem czy nie dałoby się znaleźć innej. Na mapie nie było nic, ale w dolinie troszkę niżej rysowała się jakaś ścieżka. Żałowałam potem, że nie sprawdziłam. Przez cały następny tydzień szłam dokładnie po drugiej stronie gór. Dostałam się tam jednak w kółko autostopem. Szybko, wygodnie, ale szkoda, bo może dałoby się jednak przejść?

Share

fiordy autostopem- Norwegia lipiec 14 cz1

Mój samolot doleciał do Oslo wczesnym przedpołudniem. Pogoda była piękna. Czasu mnóstwo. Postanowiłam zrealizować co obiecałam i dojechać w Jotunheimen stopem.

Najtrudniej się wydostać z lotniska. Nie miałam szczegółowej mapy i nie bardzo się mogłam połapać gdzie stanąć. Stosowne miejsce do łapania to podstawa autostopu. W informacji niczego się nie dowiedziałam więc poszłam wypytać kierowcę polskiego busa. Nie wiedział. Zrezygnowana założyłam przeciwsłoneczny kapelusz (jak zwykle Rondo) i poszłam w kierunku autostrady. Osobowe samochody mijały mnie obojętnie, ale szybko zatrzymał się jakiś busik. Jak się zaraz okazało autobus PKS. Kierowca przyznał, że słyszał moją rozmowę z kolegą, i że mnie podrzuci w dobre miejsce na drodze do Moss. Gratis. (Zamieszczam wizytówkę, bo może komuś z Was się przyda. Cena biletu z Rygge do Oslo to 120 koron prawie o połowę taniej niż norweskiego autobusu).

pks oslo

Miejsce było istotnie niezłe. Nie stałam dłużej niż 5 minut. Ledwo udało mi się założyć plecak (18 kg!) już zabrała mnie miła starsza para. Kiedyś sporo podróżowali autostopem. Zaprosili mnie na kawę na promie (też na obiad, ale podziękowałam) i nadkładając kilka kilometrów podwieźli w kolejne rozsądne miejsce- leśny parking. Próbowałam jakoś objechać Oslo, bo nic gorszego niż utknąć w centrum. Kolejni ludzie podrzucali mnie po kilkanaście kilometrów.

IMG_0642

Psychiatra ze szpitala, polski budowlaniec, Szwed pracujący w Oslo jako konserwator (-tu lepiej płacą. Byłem w Szczecinie, ale nic nie pamiętam- jak to?- zdziwiłam się- obawiam się, że głównie balowałem…). Miły pan. Pokazał mi wyspę Utoya. Potem dziennikarz, który trochę pamiętał Szczecin (-nie bardzo mi się spodobał, taki szary- kiedy to było?- spytałam. -W 1980. Pisałem o Solidarności… Chciałem cię podwieźć już trochę wcześniej widziałem jak machałaś, ale źle stałaś. Była linia ciągła). Potem wysportowany i obładowany sprzętem turysta. Sporo się od niego dowiedziałam o górach, schroniskach, szlakach. Nawet niedźwiedziach na Spitsbergenie. Na koniec jeszcze gdzie kupić gaz. Podwiózł mnie do sklepu w chwili kiedy ekspedientka wkładała już klucz w drzwi. Zdążyłam!

Potem utknęłam. Byłam już blisko. Miałam do wyboru aż dwie drogi. Na żadnej nic się nie zatrzymało. Zrezygnowana wybrałam główną- trasę autobusu do Laerdal, chociaż ta druga mogłaby mnie szybciej dowieść do Jotunheimen skąd mogłabym dojść do Utladalen wzdłuż jezior Gjende i Thyin…  jak radził turysta.

IMG_0646

Przeszłam tylko kilkanaście metrów kiedy na środku ozdobionego linią ciągłą zakrętu zatrzymał się terenowy, mocno pokiereszowany samochód. Jechał do Laerdal. Koniec kłopotów! (-Wiedziałem, że na mnie poczekasz! Widziałem cię z autobusu. Przyjechałem, kupiłem ten samochód i wracam. Kosztował tyle co opona do mojego mercedesa. Śliczny, prawda?).

IMG_0648

Rozgadaliśmy się na dobre. Obejrzeliśmy kilka pięknych miejsc. Robiłam zdjęcia. Na koniec minęłam Laerdal i pojechałam jeszcze 200 km na północ. Tomas tak obrazowo opowiadał mi o Nordfjordzie, że w żaden sposób nie mogłam odmówić. Prosił, żebym  pomogła mu zrobić zdjęcia potrzebne do jakiegoś projektu. Szalonego. Może kiedyś coś o tym napiszę. To materiał na niezłe opowiadanie.

Zszarzało. Padał deszcz. Kiepska pogoda na góry. Miałam czas i w sumie świetnie się tam bawiłam. Rozbiłam namiot nad Nordfjordem. Tomas przywiózł mi dwie butelki wody i jakieś (niejadalne, bo z mąką) słodycze. Znalazłam to rano koło namiotu. Padłam i nie słyszałam samochodu, ale o świcie usłyszałam deszcz. Szybciutko zrobiłam kilka zdjęć i znów się zakopałam w śpiwór. Umówiliśmy się dopiero o 12 tej. O 10-tej wyspana i znudzona spakowałam się i poszłam. W dziennym świetle Tomas i jego pomysły wydały mi się czystym wariactwem. Świr- ustaliłam. Szaleniec. Wróciłam jednak. Lało. Peleryna kleiła się do plecaka. Na pobliskim kempingu nie było mapy, a innych sklepów już nie znalazłam. Byłam w jakiejś strasznej dziurze i nie miałam pojęcia jak się wydostać…

Tomas był punktualny co do minuty. Poszliśmy na kawę, zgraliśmy wczorajsze foty. Objechaliśmy kilka najpiękniejszych w okolicy miejsc. Sfotografowałam co się udało. Wodospady gdzie w 19-tym wieku brytyjscy lordowie łowili pstrągi. Cypel z nieczynną fabryczką odzieży niegdyś miejsce pracy dziadka Tomasa. Ulubione kąpielisko jego syna. Fiord. Nie sfotografowałam miejscowości (Tomas jej chyba nie lubił). To wcale nie  straszna dziura tylko rano poszłam w złą stronę- donikąd.

Na ryneczku była doskonała księgarnia. Cudem zdobyłam jedyną mapę (-ktoś ją zamówił przez internet w maju i jak dotąd nie zdążył odebrać- wyjaśnił sprzedawca- chyba nie jest mu pilnie potrzebna-starałam się być przekonująca) i po obejrzeniu kolejnych kilku miejsc z listy Tomasa i pikniku nad górskim jeziorem ( -jesz strasznie dziwne rzeczy!- jęczał  skubiąc słodycze) stanęłam na kolejnej szosie z zamiarem dotarcia na skraj mojej nowej mapy- Jostedalsbreen.

Też poszło łatwo. Skośnooka Norweżka podwiozła mnie nad drugą odnogę Nordfiord- moim zdaniem ładniejszą niż najpiękniejsze miejsce w świecie Tomasa. Wykąpałam się w towarzystwie kilkorga dzieci (dziewczynki zachęcone moim występem w spódniczce- nie miałam kostiumu- też wskoczyły do wody w ubraniach). Potem znów kilka stopów na króciutkich kilkukilometrowych odcinkach i wyjaśnienia, że jestem w Norwegii na wakacjach. Wcale tu nie pracuję!

Koło 20-tej zostawiłam worek zbędnych rzeczy na bardzo przyjaznym kempingu i pomaszerowałam w górę. Skala miała być jednym z najpiękniejszych miejsc w Jostedalsbreen-według pana księgarza. Wycieczka raczej jednodniowa, ale byłam ciekawa…

Share
Translate »