Lubię oglądać zdjęcia moich górskich poranków. Mam wrażenie, że je wszystkie pamiętam. Może to złudzenie, przecież było ich całe mnóstwo. Może mi się wydaje…Tak jak wydaje mi się, że w „zwykłym” życiu jest bardzo mało takich magicznych chwil. Nie wiem dlaczego, ale jeśli się kiedyś dowiem, spróbuję to zmienić :)
Poranki, na zdjęciach wyglądają podobnie jak wieczory, ale naprawdę są całkiem inne. Są pełne planów. Czasem obawy, zwykle nadziei. Nie zawsze jest czas, żeby je celebrować, chociaż ja raczej nie lubię się spieszyć. Staram się cieszyć każdą chwilą. W górach najczęściej mam na to czas.
Często jestem w górach jesienią i wiosną. Trochę dlatego, że nie lubię tłoku, trochę ze względu na pracę. Nie zawsze mogę wyjechać latem. Dzień jest już krótki i wstawanie przed świtem nie jest wybrykiem. Po prostu nie da się dłużej spać.
Zwykle jest zimno, namiot ocieka rosą, chyba, że nocą porósł już szronem. Czasem woda w świetnym wieczorem źródełku, zmienia się w bryłkę lodu, a zdarza się, że znika nawet cała rzeczka.
Wschód słońca wydaje się cudem. Pierwszy różowy promień naprawdę cieszy. Słońce to światło i ciepło. W nocy, obu bardzo brakuje. Zwłaszcza jak jest się samemu. Łatwo zrozumieć, dlaczego dla tylu ludów, słońce było kiedyś potężnym bogiem.
Parę rad, wiem że oczywiste ale mi zajęło trochę czasu zanim na nie wpadałam :) :
-oszroniony namiot najlepiej jest oskrobać czymś płaskim w najgorszym razie łyżką. Czekanie aż szron się rozpuści i namiot wyschnie zajmuje dużo czasu. Zwinięcie namiotu przed dziewiątą rano ( potem biwak już nie jest dozwolony) bywa czasem dość kłopotliwe. Jesienią i wiosną trzeba się dość szybko zwijać :)
-zamiast suszyć namiot rano, lepiej go tylko otrzepać. Wysuszenie go w południe zajmie tylko ułamek czasu, potrzebnego do wyschnięcia o poranku. Tyle ile zajmuje np zrobienie obiadu. Wysuszyć zdecydowanie trzeba. Włażenie wieczorem do wilgotnego, nie jest fajne, a z każdym następnym dniem zrobi się tylko gorzej.
– jeżeli namiot ma słabą wentylację warto otworzyć wejście (niekoniecznie moskitierę :)). Kiedy na zewnątrz jest zimno, para skrapla się wewnątrz i potem, wszystko wymaga suszenia. Namioty które wentylują się tylko pod tropikiem, robią się bardzo wilgotne wewnątrz jeśli stawia się je w wysokiej trawie. Podobnie, jest jeśli uszczelni się dół tropiku śniegiem. Do tego rano śnieg zmarznie i trzeba będzie kruszyć lód :)
W mojej malutkiej jedynce jadam i gotuję na leżąco. ” Śniadanie do łóżka”. Do tego z pięknym widokiem. Czy można wymagać więcej? :)
PS: zapomniałam dodać, że są takie miejsca gdzie lepiej namiotu nie stawiać. Zdecydowanie nie nadają się do tego celu brzegi rzek (zwłaszcza kuszące niskie trawki przy samej wodzie)- w czasie burzy rzeki bardzo szybko wzbierają. Poziom może wzrosnąć o metr lub więcej i raczej nie zdążylibyście się zwinąć i uratować, zwłaszcza, że burza może być wyżej i nawet do was nie dojść. Z tego samego powodu nie nadają się żadne lawiniaste żleby. Nie tylko zimą, latem mogą nimi polecieć kamienie i popłynąć woda. W Alpach jest mnóstwo takich miejsc, świeże osypiska zwykle dość dobrze widać…. a poza tym oczywistości: dołki w trawiastej lub gliniastej płaszczyźnie w czasie deszczu szybko wypełniają się wodą, po gładkich zboczach deszcz spływa wprost na dół, więc lepiej nie stawiać swojego namiotu zaraz przy takim zboczu. Na przełęczach i w wąskich korytach rzek zawsze jest przeciąg, a w dębowych i bukowych lasach nocą często kręcą się dziki :)
O tym jak się przyzwoicie zachować na biwaku napisałam w tekście Jak to się robi w Pirenejach?