Mam ostatnio kłopot z własnym blogiem. Może to kryzys. Wiem oczywiście, że wiele osób czyta, czy raczej wyszukuje tu przydatne informacje, z drugiej strony komentarze piszą głównie wklejacze linków. Nie mam już siły. Czasem kasuję, na kilka odpisałam chociaż wiem, że to bez sensu. Bywa, że boję się zajrzeć, bo znów będę się musiała zastanawiać czy to już reklama czy jeszcze komentarz. Blogi pisze się w samotności, ale chyba jednak (przynajmniej częściowo) dla ludzi- żeby skorzystali i żeby się odezwali, wyrazili opinię, spytali o coś. Każdy jest zaproszony. Czytanie mojego bloga nic nie kosztuje, nie trzeba omijać wzrokiem reklam, odsiewać tekstów pisanych dla dobra sponsorów, nie wyskakują tu żadne okienka. Nie dlatego, że nie mogę tak zrobić, stale odrzucam propozycje reklamowania czegoś czy kogoś. Tak jak napisałam 6 lat temu zaczynając- to nie jest komercyjny blog. Tym bardziej dołuje mnie wieszanie na mnie (dosłownie- tak to odczuwam) czyjejś reklamy. Wpadanie tu tylko po to żeby wkleić link jest jak kradzież srebrnych łyżeczek na przyjacielskiej kawie. Na mnie działa wybitnie dołująco. I żeby nie było wątpliwości- nie chodzi o podpisy innych komentujących tu czasem blogerów. To, że wiem kim są jest miłe, dzięki linkom do blogów czy stron sama mogę zajrzeć, poczytać. Dzięki temu poznałam kilka fajnych osób.
Zostawianie linków do sklepów jest brzydkim dowodem na to, że ludzie sobie ze swoim biznesem nie radzą, lub jeszcze gorzej- na to jak nisko cenią nas- czytelników. Chyba trzeba by być kompletnym gamoniem żeby się nabrać na taką „reklamę”… chociaż może się mylę, bo tak jak napisałam we wstępie dopadł mnie kryzys…
PS: Mało piszę, ale się nie obijam, eksperymentuję z fotografowaniem w podczerwieni i na razie mnie to bardzo bawi.