kalesony z wełny, testy w górach

Tak jak obiecałam, zamiast drugiej pary legginsów (zimą zawsze zabierałam dwie) tym razem wzięłam ze sobą nasze wełniane kalesony.  Nosiłam je codziennie, pod spodnie z softshelu (na razie dostępne na zamówienie, być może pokażemy je wkrótce w standardowej ofercie). Zabierając kalesonki zamiast 100% pewnych powerstretchowych legginsów troszkę się bałam. Wprawdzie dwie pary legginsów, jedną na drugą zdarzało mi się nosić tylko kilka razy, przy bardzo silnych mrozach w Pirenejach w lutym, ale miło było mieć świadomość, że w razie zamoczenia można założyć tą drugą, zapasową parę schowaną bezpiecznie w plecaku.

Tak naprawdę to zimą waga plecaka ma kolosalne znaczenie, a szanse na zamoczenie są małe. Śnieg jest mniej mokry niż deszcz,  softshelowe spodnie w dużej mierze chronią przed wilgocią, w razie potrzeby noszę w plecaku spodnie z goretexu, które czasami zakładam na wierzch.

Wełniane kalesonki przydały się bardzo jako dodatkowa warstwa pod powerstretcha. Kilka razy na podejściu w słoneczny dzień zdarzyło mi się tego powerstretcha zdjąć i wtedy wystarczała mi sama wełna. Mój softshel jest ciepły, spodnie mają polarową warstwę wewnątrz (to Polartec Powershield, taki sam jak na kurtkach Silver i Bessiberi), jednak kiedy w słoneczny poranek, w zacisznej dolince, w przypływie entuzjazmu zdjęłam na chwilę kalesony, w samych spodniach było mi zimno. Ta cieniutka wełniana warstwa, ciepła w kontakcie ze skórą sprawia jednak kolosalną różnicę. Bardzo dobrze się sprawdzała jako jedyna warstwa bielizny, albo jako podkład pod powerstretche. Podobnie jak koszulka z wełny skutecznie udawała, że jestem czysta i świeża.

Kalesonki uprałam tylko raz, w połowie wyjazdu, kiedy zdarzyło mi się spać w pensjonacie na dole. Do rana wyschły, podobnie jak wełniana koszulka.

Kalesonki powstały niedawno. Miałam wątpliwości czy je robić i w zasadzie dodałam do oferty namówiona przez klientów, którym na nich bardzo zależało. Wydawało mi się, że wełna jest zbyt delikatna na spodnie, a kalesonki będą zbyt cienkie i niepotrzebne.

Myliłam się. Wełna wytrzymała bez żadnych zmian dwa miesiące noszenia w mieście i 10 dni w górach. Podobnie jak moje koszulki w praniu nie zmieniła rozmiaru (wiem, że niektórym osobom udało się swoje wełniane koszulki „skurczyć „, to najprawdopodobniej zależy od pralki. Weźcie to pod uwagę wybierając rozmiar).

Wełna długo noszona robi się trochę większa niż po praniu i kalesonki odrobinę podjeżdżają do góry. Można temu zapobiec wkładając je w skarpety, ale nie wiem czy to na pewno jest wada. Kiedy zdarzyło mi się niechcący w ciemności wdepnąć do rzeczki, zamoczyłam tylko skarpetki i but, a bielizna pozostała sucha. Softshelowe spodnie wyschły następnego dnia, skarpety wywieszone na plecaku dwa dni później, a wkładka z buta musiała nocować w śpiworze, żeby nie zamarzać nocą, jednak ogólnie wyszłam z tego zdarzenia bez szwanku :) … a kalesony z wełny uważam za świetny i bardzo potrzebny produkt. Zwłaszcza na przejściową jesienno- zimową pogodę.

Share

wróciłam!

Hej, wróciłam w nocy. Było pięknie, chociaż gdybym musiała wystawić sobie stopień za górską sprawność w grudniowych warunkach… powiedziałabym chyba… hmm… Bardzo dobrze siadaj 3+ :)

Nie było łatwo.  Biwak pod gołym niebem, dużo błądzenia, wielogodzinne łażenie po nocy, kopny śnieg,  śliska szadź na skałach, lód na wszystkich ścieżkach, dzień o wiele za krótki, by gdziekolwiek na czas dojść, but w rzeczce, trzy szwy na wardze (bez znieczulenia), w końcu zniszczony telefon… i kilka bardzo samotnych dni w trudnym terenie (brak telefonu wydaje się dużo gorszy niż normalny w Pirenejach brak sieci). Nie brzmi jak bajka, ale nie było źle. Było pięknie. Trafił mi się magiczny czas na pograniczu jesieni i zimy, niezwykłe widoki i sporo silnych wrażeń. Opiszę wszystko jak się tylko pozbieram.

 

 

 

 

Share
Translate »