Północna Szwecja- aktualizowana relacja z trasy.

Aktualizacje dopisuję na końcu. Nieregularnie, bo trudno o sieć.

4 marca 2020. Mam ze sobą ze ze 30 kg bagażu. 2 plecaki na każdym umocowana pulka (jak skorupa żółwia, aż dziwne, że to tak dobrze pasuje), jedna dla mnie, jedna dla Jose. Mam narty. Bilet w szwedzkim pociągu pozwala zabrać tyle ile potrafię sama wnieść. Mam nadzieję, że nikt tego nie sprawdza. Za 1300 km zapłaciliśmy po 400 zł za osobę. To nocny pociąg jedzie 17 godzin. Mamy kuszetki. Przedtem czeka nas jeszcze prom. Też powolny. Za 2 osoby w dwie strony – 750 zł. Najtaniej, bo bez kabiny, w środku tygodnia. Być może uda się zwiedzić Sztokholm. Będziemy tam czekać kilka godzin. Jose leci z Barcelony do Gdańska. Wiezie zapas jamon serrano i sera. Wszystko ręcznie robione bez konserwantów. Tak, jak lubi. 10 kilogramów. Powinno wystarczyć na 16-20 dni. Ja (też tradycyjnie) mam 51 saszetek Słodkiej Chwili- wszystkie są dla Jose, uwielbia budyń. To 2,5 kg. Zabrakło miejsca na deser dla mnie. Może i lepiej. Mam kabanosy (dla Jose), mam wędzony ser. Suszone jabłka (od Mamy) i suszone buraki- wiem, że nuda. Rybki, orzechy, 5x gaz.. Szwecja jest droga. Siedzę w pociągu relacji Szczecin Olsztyn. Obok para starszych ludzi. Patrzą na mnie z niechęcią. Wręcz z obrzydzeniem. W końcu wychodzą do innego wagonu. Nie rozumiem i chyba jednak rozumiem. Mam narty, kto wie gdzie z nimi byłam. A tu koronawirus…

Nynashamn

Sztokholmm
Sztokholm

5 marca 2020

Podróż promem byla bardzo spokojna. Statek niemal pusty. Wyspaliśmy się na kanapach w bufecie. Najedliśmy  do rozpuku polskim jedzeniem. Dostałam wrzatek do owsianki. Dalej trudniej. Od przystani do stacji kolejowej jest z 500m. Trudno nam się tam targało pulki. Mi łatwiej bo wór do którego je przypięłam ma uszy. Jose zostawił w Gdyni swoją pomarańczową torbę- za dużą do wędkarskiej pulki, którą dla niego kupiłam. Ma ze sobą wór pożyczony od Romana Werdona i jeden z jego starych plecaków. To co Roman zorganizował od ręki kiedy zadzwoniłam prosząc- ratuj! 

Na przystani w Nynashamn nie ma wózków. Zanim się dowlekliśmy uciekł nam pociąg i w rezultacie w Sztokholmie byliśmy tylko 3 godziny. Teraz siedzimy w przedziale. Pociąg w środku podobny jak u nas. Tylko więcej łazienek (są 3). Jest też schowek na bagaż na jakiś klucz. Nie pytaliśmy  bo bardzo daleko i schowek na narty, który zapchaliśmy pulkami. W wagonie jest jeszcze jeden narciarz. Wybiera się na Kungsleden. W przedziale z nim jedzie 5 Chinek. Słychać chichoty. Z nami para starszych Amerykanów. Lecieli z 4 przesiadkami. Przeczekali jeden dzień w Londynie. Wszystko po to żeby spędzić 2 dni w Abisko. Przez pomyłkę kupili bilet 2 raz stąd w naszym przedziale luz. Gdyby nie to nie byłoby miejsca na plecaki. W ramach rekompensaty konduktorka zaprosiła ich na obiad więc tak naprawdę wszystko na koszt kolei. Przed chwilą przeczytano komunikat że nocą pociąg będzie dzielony i lepiej zrobimy trzymając się swoich miejsc…za oknem śnieg.

6 marca 2020.

Za oknem las. Czasem łyse wzgórze. Sporo śniegu na dachach stacyjek leży ponad pół metra. Pięknie. Mijamy Gallivare. Drogi nieodśnieżane. Już można wiązać linki do pulki.

Szwecja

Kiruna. Kopalnie. Haudy. Dym. Lepiej to wyglada pod śniegiem. Ale tak czy siak to druga strona Laponii. Surowce.

RinkansenRiksgransen. Pociąg spóźnił się 2 godziny. Biwakujemy nad jeziorem. Odeszliśmy tylko troszkę od wsi. Prószy śnieg. Jest ok -7. Śnieg dość gęsty. Pulki upiornie ciężkie.

Ranek śliczny. Niepotrzebnie wysiedliśmy w Rinkgransen, w Katterjakk, które i tam musimy minąć też jest sklep. COOP. Teraz już będę pisać bardzo oszczędnie. Ostatnie doładowanie baterii. Dokupujemy kg masła wczoraj zapomnieliśmy. I w górę. Okrutnie tu stromo!

13 marca 2020. Jesteśmy 20 km od Ritsem w Sitasjaurestugorna. Dopiero tu złapaliśmy sieć a z nią najnowsze wiadomości. Wiemy, że polska granica zamknięta. Na razie nie planujemy wracać liczymy, że sytuacja się poprawi.

15 marca. Schronisko w Ritsem to hotel. Straszliwie drogi. Prawie pusty. Jest prąd i wifi. Więc piszę. Agnieszka nie zdążyła przed zamknięciem granic. Nie przyjedzie. Jose nie chce wracać do Hiszpanii. Nie ma po co wszystko pozamykane rodzina siedzi w domu. Ja sama nie wiem… boję się, że za miesiąc już nie da się dostać do Polski. Ale trudno. Ryzykujemy. Idziemy dalej.

Szwedzka Laponia jest bardzo piękna. Być może to najpiękniejsze góry jakie widziałam tu na północy. Czasem się nam nie pokazują jest dużo mgieł-niskich chmur. Popołudniami regularnie zrywa się wiatr. A z nim sami wiecie tumany śniegu. Nie ma telefonicznej sieci. Lokalizacja w smartfonie jest nieprecyzyjna robi błędy. Jest mróz ok 10 stopni przy silnym wietrze bywa mi czasem zimno. Przeszliśmy ok 120 km nie wiem dokładnie. Drogowskazy pokazują dużo więcej niż wychodzi mi z mierzenia map. Po szlaku udaje nam się zrobić 20 km dziennie po nieubitym i bez oznakowania 15 to już duży sukces. Zwłaszcza pod wiatr, a wieje w twarz z południa, południowego zachodu. Bywa stromo Także trzymajcie kciuki. Żeby nie wiało. Żeby nam nie zabrakło jedzenia i gazu i żebyśmy po tym wszystkim wrócili do domu. Postaram się trafiać na ratunkowe telefony. Codziennie lub chociaż co dwa dni. Skoro nie ma sieci tylko tak można w razie czego wezwać pomoc. A przecież nie wiemy czy też nie złapaliśmy wirusa. Byliśmy na dworcach i na lotniskach. W schroniskach raczej marna higiena…

Sarek

16 marca 2020. Chatka Ahkka. Przed nami Sarek. Jeszcze nie wiemy czy pójdziemy przez środek czy obejdziemy. Jest duże zagrożenie lawinowe. Więc lepiej nie brnąć w wąskie doliny. Pewnie długo nie będzie sieci. Mamy jedzenie na kilkanaście dni i dużo gazu. Nie możemy iść do sklepu w Norwegii, bo zamknięta granica, ale z tym zapasem powinno być ok.

27  marca. Dotarliśmy do szosy 95.  Wędkarze zaprosili nas na kolację w Jakvikk i się nie oparliśmy. Dzięki temu mamy teraz sieć. W górach zupełnie nie ma kontaktu. Nie ma też ludzi poza wędkarzami na skuterach. Od przyszłego tygodnia zamykają się wszystkie schroniska. Temperatury są dość wysokie. Koło zera. Śnieg twardy. Jest ryzyko lawin, ale nie widzieliśmy śladów. Przeszliśmy pomiędzy Sarkiem a Padjelantą. Jest pięknie chociaż nie wszystko widzimy. Wieje zacina śniegiem dużo pada. Kilka razy trafił mam się whiteout i błądziliśmy. Kilka razy wiało tak, że musieliśmy przeczekać. Pomimo tego, że nie jest zimno znów lekko odmroziłam policzek. Poza tym wszystko ok. Myślimy co dalej. 

30 marca. Adolfstrom. Ładujemy baterie pod sklepem. Temperatura spadła jest -12. Słonecznie. Staramy się trzymać dolin nie wystawiać odmrożenia na wiatr. Nie ma ludzi. Nawet we wsi pusto. Sklep zamknięty. Następny kontakt z netem za 50 km.

2 kwietnia 2020. Nie zeszliśmy do Amarnas. Poszliśmy w góry. Poniosło nas. Idziemy Vindelfjallens leden. Powinniśmy dotrzeć do Hemavan na czas. Planujemy zrobić zakupy przed Wielkanocą. Mieliśmy ciężki wietrzny dzień przedwczoraj. Wczoraj słonecznie i pięknie. Dzisiaj śnieg.

8 kwietnia. Jose otwiera ostatnie choriso. Siedzimy w schronie ratunkowym niedaleko od Tarnaby. Próbowaliśmy dojść do Hemavan, ale nie udało się. Nie śmiejcie się;). Wieje tak, że nie da się ustać, a szlak prowadzi wąską doliną. Czekaliśmy dobę w schronie na jej początku i poddaliśmy się. Obchodzimy górę. Tu też wieje, ale nie wywraca. Jutro powinniśmy dojść do cywilizacji.

9 kwietnia 2020. Tarnaby. Spodziewaliśmy się tłoku a jest zupełnie pusto. Wyciągi zamknięte schronisko młodzieżowe puste. Jesteśmy sami. Dziwnie tak nagle mieć mnóstwo wody. Pranie- wrzuciliśmy do pralki wszystko oprócz puchu. Herbata- ile się zmieści do tego bez posmaku dymu z ogniska. Prysznic. Spłuczka a toalecie- dotąd luksusem były sławojki, do których trzeba było deptać ścieżki w śniegu. Dotarliśmy do krańca moich map. Spóźnieni o jeden dzień. To bez znaczenia teraz już nam się nigdzie nie śpieszy. Odmrożenie mi się ładnie goi. Dbałam, zasłaniałam. Staraliśmy się nocować w schronach. To się teraz skończy. Przed nami tylko nieliczne schroniska. Pozamykane nie wiem czy mają otwarte sale zimowe. Namiot przetrwał ten miesiąc bez większych szkód. Poobrywały się tylko uchwyty zamków- dziwne, bo były metalowe. Gorzej z innym sprzętem. Z moich nart wystaje odklejona krawędź. Złamałam fragment wiązania na szczęście nieistotny. Jose ma dziury w śniegowcach, pękły na zgięciach tak jak moje w zeszłym roku. Moje też niedługo padną. Złamał się kijek, dobrze że mieliśmy zapasowy. Coś złego się dzieje z palnikiem. Płomień jest maleńki gaz niemal nie płynie. Ratowaliśmy się zabranym na zapas pocket rocket, ale w namiocie będzie z nim niewygodnie. Zatonie w śniegu. Poza tym odpadła mi szelka z plecaka. Pękła klamra. Mam teraz na sobie wiązki postronków, które jakoś to razem trzymają. Jose wyrwał sobie dziurę w spodniach. I zamek w kieszeni plecaka. W zasadzie przetrwały tylko Kwarki…

Zacznę chyba nowy wpis. Podróż w czasie zarazy… bo teraz to już będzie inna wędrówka. Bez celu.

Share

31 komentarzy do “Północna Szwecja- aktualizowana relacja z trasy.”

    1. Mam duży powerbank ale nie wiem czy nam się uda gdzieś doładować więc będę używać oszczędnie. Wybaczcie literówki i jakość zdjęć. Potrafię łatwo opublikować tylko fotki z telefonu.

    1. Leśna dała znać, że odnaleźliście się w przestrzeni. To dobra wiadomość.
      Granice się zamykają, wszędzie kwarantanny. Świat niedawno skurczony, zrobił się rozległy. Musicie podjąć strategiczną decyzję: wracać czy czekać? Choć nic nie wskazuje by na przestrzeni najbliższych dwóch tygodni miała być poprawa. W PL raczej wszystko będzie się rozwijać. w Hiszpanii z kolei koronawirus na najwyższych obrotach.
      Trzymajcie się!

  1. Kasiu trzymajcie się. Jesteście silnymi ludzmi i wirus Was nie złoży. A jeśli jest się tak pozytywnie nastawionym do świata … Pozdrawiam i trzymam kciuki. Maciej

    1. Dziękujemy wszystkim! Wiemy że trzymacie kciuki. Dzisiaj zostalismy szczęśliwie zawróceni z drogi donikąd i zaproszeni na kolację w miasteczku. Pozdrawiamy z Jakvikk.

  2. Jose dzwonił do ambasady. Program ewakuacji Hiszpanów zakończył się dzisiaj. Już nie ma lotów do Hiszpanii a po drodze kilka zamkniętych granic. Czyli idziemy dalej. Nie wiem co jak nam się skończy śnieg, ale jak nam się zdaje sięga jeszcze kilkaset km na południe.

  3. Ale Wam się trafiła wyprawa. Prosto w środek małego Armageddonu… W sumie to jedna rybka, czy wracacie teraz czy za parę tygodni. Póki co w Szwecji tragedii z wirusem jeszcze wielkiej nie ma. Jeszcze, bo nikogo nie minie, pytanie tylko w jakiej skali. W Polsce tak naprawdę też jesteśmy dopiero na przednówku epidemii. Za to w Hiszpanii Armageddon właśnie.
    W najgorszym razie będziecie oboje koczować w przedsionkach ambasad, szczególnie Jose. Jakoś to będzie… Zawsze jakieś rozwiązanie się znajdzie. Trzymam za Was kciuki. Uważajcie tam na siebie w górach bardzo. W razie jakichś problemów jesteście zdani na siebie, bo ciekawe, jakie możliwosci działania mają teraz wszelkie ubezpieczalnie… A jeszcze niedawno w tym kontekście sam otrzymałem bardzo smutną wiadomość, nie napiszę konkretniej, bo proszono mnie o dyskrecję, ale tak jakoś bardziej przez to i o Was myślę
    Powodzenia

  4. Powodzenia! Trzymajcie się… Choć są momenty tej nowej epidemicznej rzeczywistości, że z Michałem chętnie byśmy się znaleźli w Waszym położeniu…

  5. Dobrze Was słyszeć. Przepraszam, że to napiszę ale uśmiałam się, że Jose ma wolne do grudnia. Czyli dużo czasu na Wasze szaleństwa. Mam nadzieję, że nie zabraknie Wam optymizmu, pomysłów i radości z tego co macie tam teraz. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i nadal trzymam kciuki.

    1. Dzięki. Jose też się ucieszył.
      Dostanie zasiłek wystarczy na skromne życie. Ze mną gorzej także proszę trzymajcie kcuki też za Kwarka.

    1. Dzięki. Tak. Oberwiemy na pewno. Strasznie to wszystko trudne zwłaszcza jak się patrzy z tak daleka. Tym gorsze, że nic nie możemy zrobić poza wzajemnym duchowym wspieraniem się. Ja też trzymam kciuki za nas wszystkich. Żebyśmy przetrwali i wstali jak się to uspokoi. Tymczasem idziemy na południe. W stronę domu.

  6. Kasia! Czy coś przesłać do kolejnego punktu na mapie, gdzie jest cywilizacja? Może mimo zarazy jakieś Poste Restante działa?

    1. Hej. Przydałoby się kilka rzeczy. Suszone warzywa. Przeciwdeszczowe spodnie dla Jose takie z deca za 50 zł… coś nieprzemakalnego do środka tych jegi pęknietych butów. Tu w sprzedaży tylko kalosze. Poza tym kończy mi się lekarstwo na niedoczynność tarczycy. Wydruki map bo te papierowe okrutnie drogie. Nie wiem tylko czy kursują paczki i czy gdzieś po drodze coś jest otwarte. Na razie nie da się nigdzie dodzwonić i nikt mi nie odpisał na maila. Pójdziemy w kierunku Saxnas zygzakiem bedziemy ram za 9- 10 dni. Dzięki za te dobre myśli!

  7. Z palnikiem może będę w stanie zdalnie pomóc. Jaki to dokładnie model? Domyślam się, że jakiś wolno stojący z wężykiem, skoro nakręcany na kartusz Pocket Rocket jest w zapasie.
    Ważne: Czy problem zaczął się na nowym kartuszu, czy wykańczacie stary?
    Spróbujcie podłożyć pod iglicę palnika/do wnętrza zaworu w kartuszu maleńką kulkę z papieru/plastiku lub 0.5-milimetrowy ogryzek zapałki. Jeśli pomoże, to znaczy, że bolec palnika nie otwierał do końca kartusza -dla tej konkretnej sztuki. Zwykle ten defekt objawia się rzucaniem palenia na dzień dobry i wtedy łatwo go zidentyfikować, ale bywa zdradliwie i tak, że np. gaśnie po rozgrzaniu elementów albo tak jak u Was, że kuchenka pali, tylko b. słabo. Wszystkie warianty znam z praktyki, a patent jak wyżej skuteczny 100% Sprawdźcie koniecznie!!!
    Druga opcja to słabo palący kartusz częściowo zużyty. O ile ktoś nie pali w tzw. liquid mode (odwrócony kartusz, tylko niektóre palniki mogą pracować, np. znany Ci Optimus Vega Leśnej), to już przy 50% zużyciu kartusza z zimowej mieszanką 20% propan 80% izobutan, startującej bez podgrzania przy -22 st. C robi się 95% izobutan. Bez solidnego podgrzania takiego używanego kartusza palnik nie odpali na mrozie poniżej -12- -15 st. C. Macie ze sobą świeczkę? W trakcie gotowania na palniku z wężem można też precyzyjnie kontrolować temperaturę kartusza przystawiając go bliżej/dalej palnika
    Trzecia możliwość to jakieś zanieczyszczenie. Można delikatnie przeczyścić dyszę palnika jakimś miękkim drucikiem albo sztywnym włosem od szczotki. Nie próbujcie „rozwiercać” jej czymś twardym z dużą siła, bo załatwicie palnik na amen.
    Czasem też zdarza się zaklejenie zaworu w samym kartuszu, ale to raczej przy pracy z odwróconym. Pomaga przedmuchanie zaworu przez wciśniecie go z zewnątrz jakimś przedmiotem. Niestety, traci się trochę gazu i mocna uwaga, żeby sobie paluchów nie odmrozić.
    A tak z innej beczki: czy dobrze rozumiem, że na razie zostajecie „w terenie” na czas nieokreślony (czy raczej określony przez zarazę), zamiast przebijać się do domów? Cokolwiek wybraliście -powodzenia i trzymajcie się!

    1. To msr z wężykiem. Rozkręciliśmy go ale niczego nie widać. Problem raczej po stronie palnika sprawdziłam na kilku różnych butlach starych i nowych. Oddałam narty do serwisu. Mają przykleić oderwane krawędzie. Czyli czekamy w Tarnaby kolejną noc. A co dalej to nie bardzo wiem. Jose dorwał się do internetu i odkrył jakieś problemy z pracą czy raczej z jej brakiem. Nie wiem co zdecyduje.

      1. Szlag, niedobrze z tą kuchenką, a to akurat sprzęt niezbędny, jeśli zostaniecie w górach (sytuacja decyzyjna na dziś płynna, jak widzę). Plan B: adaptacja zapasowego Pocket Rocket do użytku na mrozie. Póki jesteście w cywilizacji, skombinujcie pasek aluminiowej blachy (może być z jakiegoś przedmiotu ze sklepu/stoiska AGD) szerokości 3-4 cm. Lepszy byłby miedziany, ale w Waszej sytuacji nie do zdobycia. Mocuje się go opaską do boku kartusza tak, by górny koniec był ogrzewany przez płomień. UWAGA: w wersji alu płomień nie może bezpośrednio lizać blaszki!!! Inaczej niż w wersji miedzianej/mosiężnej, a stal odpada (kiepski przewodnik ciepła). Patent znany jako „alpine bomb”, łatwo wyszukać w necie. Podgrzewa kartusz stabilizujac prace nakręcanej kuchenki przy dużym mrozie.
        Osobne pytanie, czy jeśli decydujecie się na kontynuację wędrówki, kiedy możliwy/łatwy stanie się powrót. Raczej minie miesiąc-dwa, nim zaczną wracać normalne połączenia lotnicze. We Włoszech, Francji pik epidemii już chyba przekroczony, w Hiszpanii pewnie na dniach, w Niemczech sytuacja niejasna. W Polsce nadal się rozkręca, nie wiadomo, czy szczyt będzie już teraz pod koniec kwietnia, czy dopiero w maju. Granice na trasie pozamykane nadal…
        Trzymajcie się tam i dawajcie znać o sobie od czasu do czasu

        1. Wybraliśmy trasę lasami. Będziemy palić ognisko. Mamy aluminiową osłonę palnika także jakoś sobie damy radę. Dobrze że udało się pokleić narty i załatać złamany kijek. Dzięki :)

    1. Letrox najśmieszniejsze, że miałam duży zapas i został w domu. Dzięki nie chcę Wam tym zawracać głowy. Co najwyżej zrobieniem pdf-ów z map lub znalezieniem miejsca gdzie przyjmą paczkę. Wysłaliby mi z Kwarka. Wydrukować też mogą, ale wygoglanie dobej trasy nie za stromej, bo pulki i ze schronami to już robota dla specjalisty. Mam mapę sięgającą Klimpfjall- Saxnas- Stalon. Dalej tylko cyfrowe od Leśnej. Trudno mi się je przegląda na smartfonie poza tym to zżera energię. Zwykle robię sobie wydruki w formacie zwyklej kartki w skali 1:100 000 (Tu nawet 150 000 jest ok) tak żeby się układały kolejno i na siebie zachodziły. Taki korytarz. Już wiemy, że wąskie doliny ustawione z wiatrem są często nieprzechodnie. Wieje z zachodu lub z południa. Leci dużo lawin. Wysoko na płaskowyzach mozna zwariować. Nic nie widać tylko tumany śniegu. Czyli planowanie nie jest bardzo proste.

      1. Hej
        Widzę że troszkę strasznie się robi…ale Dajecie radę.
        Pani Kasiu, mieszkam w Sztokholmie blisko centrum, jeśli potrzebowalibyście gdzieś się zatrzymać po drodze, macie u mnie pokój do dyspozycji.
        Pozdrawiam Adam L.

        Dane kontaktowe przesyłam „pocztą” do Kwarka, z dopiskiem „SZWECJA”

        1. Bardzo dziękuję. Jakoś dajemy radę. Tu gdzie teraz jesteśmy jest sporo chatek. To luksus móc się wysuszyć. Zwłaszcza śpiwory i buty. W namiocie nie mamy jak. Macie przepiękny kraj. Teraz jest tu zupełnie pusto. Niesamowite wrażenie. Pozdrawiamy!

    1. to fotki z telefonu, które robiłam wtedy pierwszy raz w życiu. Faktycznie robi je sporo ludzi i większość pewnie lepiej niż ja. Prawdziwe zdjęcia są np tutaj:
      Chyba, że chodzi o przejście trasy? Jeśli tak to jest dość popularna to Grona Banded, co roku ktoś ją przechodzi zimą i na pewno jeszcze niejeden przejdzie. Polecam spróbować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »