Jesienna Korsyka Rau de Zoicu

GR20 schodzący z grani do Refuge Manganu to mnóstwo rozdeptanych wariantów ścieżek w dzikim skalistym terenie.

AA024Dolina opada kaskadą progów. Na jednym z nich jest płytki stawek.

AA023Na kolejnym meandry rzeczki. Teren miejscami bywa podmokły i grząski.

AA022Schronisko leży na najniższej półce, zawieszone wysoko nad płaskim, wyglądającym jak wyschłe jeziorko pastwiskiem, z widokiem na obie opadające na północ i południe doliny.

AA021Weszliśmy tam na chwilkę żeby zjeść. Fajnie było skorzystać z gazu i usiąść przy wygodnym stole. Wciąż miałam (ciężki) zapas borowików. Jose nie uwierzył, że można je zjeść. Nie miałam oleju, a na surowo prawdziwki nie do wszystkiego pasują. Uparłam się teraz, że je usmażę. Jedynym tłuszczem był olej z ryb. Zdziwicie się…  borowiki z tuńczykiem na gorąco są pyszne :). Przy okazji niestety skończyła się moja sól.

AA020

Namówiłam Jose na zejście do Bergerie Vaccaghia, gdzie jak pamiętaliśmy leżały całe kilogramy soli.

AA018

Z góry widać szałas, ale w praktyce dojście tam zajęło nam prawie 40 minut.

AA017Pięknie było lecieć przez płaskie pastwisko z widokiem na mieniące się pomarańczem  i różem chmury targane wichurą.

AA016AA014Trudno było nie robić zdjęć. Jose się wściekał, bo chciał spać wygodnie w schronisku. Potem chciał zostać w pięknej bergerie…

AA013

Naprawdę nie wiem co mnie skusiło, żeby się uprzeć, że damy radę jeszcze kawałek zejść. Około półtorej godziny dalej (w bok od GR-u) widziałam na mapie jakiś szałas. Był nad stawem. Pomyślałam,  że rano będzie tam pięknie, a tu zrobiłam już wystarczająco dużo zdjęć.

Nie martwiło mnie, że moja latarka rzęzi, a do zmroku zostało najwyżej 40 minut. Początkowo szliśmy wąską i wcale nie łatwą ścieżką, bez problemów. To trawers urwistych skał. Szlak wykuto na szerokość krowy wysoko nad korytem rwącej rzeki. Widoki były piękne, słońce zaszło kolorowo, a na niebie snuły się resztki barwnych chmur. Niżej szliśmy już całkiem w ciemności słysząc w dole szum wezbranego potoku. Zapamiętałam cały kawał mapy. Pomimo braku światła odnalazłam jedno ze źródeł. Był przy nim fragment płaskiej trawki, ale Jose uparł się, że nie. Skoro już odeszliśmy od wygodnych schronów nie będziemy spać w namiocie, byle gdzie .

AA012Resztka światła nie wystarczała już żeby bezproblemowo iść. Zaczęliśmy się błąkać i potykać. Rzeka Zoicu wyła w nieokreślonej ciemności. Śpiewały jakieś dziwne ptaki, skały sypały się i wyjeżdżały spod nóg. Głupio, bo szałas powinien być niedaleko. Na mapie to nie więcej niż 2 cm. Niestety pogubiliśmy się. W zasadzie to nawet nie to, bo wiedzieliśmy gdzie powinniśmy byli iść, ale ścieżka wiodąca do bergerie nie była oznaczona. Stok zarośnięty, kamienisty i stromy. Żadnych śladów chodzenia, nic więcej niż nielogiczne ścieżki krów. Jose usiadł (zły), a jak przez jakiś czas szukałam odejścia. Bezskutecznie. Mieliśmy w zasadzie tylko jedną latarkę. W ciemności czas dłużył się niemiłosiernie. Wydawało się, że to środek nocy, chociaż dopiero dochodziła ósma. Postanowiliśmy jednak rozbić namiot. Ścieżka schodziła nad rzekę, wypatrzyliśmy dziurawy mostek. Z dreszczykiem emocji… bo co, jak to się zarwie- przeszliśmy na drugi brzeg, ale ani tam, ani po przeciwnej stronie nie było kawałka płaskiego gruntu. Płaski był tylko most-podejrzany i mocno dziurawy.

Co było robić… rozłożyliśmy się na noc na moście. Plecakami pozapychaliśmy dziury, a niemal cały i prawie solidny kawałek desek wystarczył nam na dwie karimaty. Rozwiesiliśmy nad sobą tropik, ale niewiele to dało. Wilgoć atakowała nas ze wszystkich stron. Skraplała się i kapała z tropiku, spływała na nas z nierówno rozpiętego daszku. Rano obudziliśmy się zlani rosą. Mokre śpiwory, mokry namiot, wilgotne puchowe kurtki. Minęło sporo czasu, zanim Jose mi to darował :).

AA011Zwłaszcza, że poranne widoki nie okazały się wiele warte. Bardzo długo trzymał nas lodowaty cień. Roślinność ociekała rosą. Co gorsza żal mi było, że straciliśmy całą nocną trasę. Rzeka miała tu strome, skaliste koryto. Kanion był wąski, pewnie bardzo piękny, a my wcale go nie widzieliśmy!

Share

Jesienna Korsyka- Dolina Restonica

Z Plateau Alzo prowadzą dwie ścieżki w dół doliny Restonica. Jedna, bardziej wydeptana schodzi na południe w stronę Corte druga, na północ w górę doliny. Poszliśmy tą drugą.

AA024Chmury kłębiły się i rwały na szczytach. Co jakiś pojawiał się jakiś (niemleczny) widok. Zwykle piękny.

AA022Druga strona doliny to urwiste i niedostępne skały. Nie prowadzi tam żadna ścieżka, a w każdym razie nic nie zaznaczono na mapie.

AA018Nasz szlak schodził dość łagodnym trawersem, a niżej przeszedł w szybko opadający zygzak.

AA020Widzieliśmy już dno doliny, ale chociaż  jest tam droga nie było śladów cywilizacji. Dopiero z bardzo bliska zobaczyliśmy jakiś pojedynczy samochód i krótki fragment schowanego w lesie asfaltu. Mniej więcej w tym miejscu ścieżka rozwidla się. Główny szlak schodzi do szosy, a w prawo w kierunku końca doliny odbija słabo widoczna dróżka. Jest niejasny drogowskaz na Plateau Alzo, ale łatwo go minąć nie widząc związku z odgałęzieniem. To kamienisty teren, w którym niemal nie ma śladów chodzenia. Szlak trzyma się potem trawersu nie zbliżając się bardzo do szosy.  Niżej idzie się gęstym lasem wzdłuż rwącej górskiej rzeczki. Ładna prawie płaska trasa. Niestety zaczęło mżyć, a potem padać. Na granicy lasu wyszliśmy na szosę, która okazała się dość starą i raczej podrzędną drogą. Przeszliśmy przez most i szliśmy dalej ścieżką, chociaż rozsądniej było chyba zostać na asfalcie.

AA017Nie ma drugiego mostu, a przejście przez rzekę może być nieco ryzykowne. Są znaki pokazujące gdzie skakać przez nurt, ale w deszczu skały były oślizłe, my obwieszeni pelerynami i ciężcy. Na szczęście udało się nam.

AA016Po drugiej stronie rzeki, była jeszcze otwarta bergerie. Wypiliśmy kawę, pogadaliśmy, a potem kupiliśmy niesamowicie śmierdzący ser (pyszny). Miło było siedzieć pod daszkiem i słuchać korsykańskiej muzyki. Wszyscy jej tu słuchają. To rzewne, romantyczne ballady przypominające troszkę katalońskie wyzwoleńcze pieśni. Idealne przy tak nastrojowej pogodzie.

AA015Gospodarz siedział przy tym samym stole (długi, drewniany, jak to na hali), rozmawiając z dwójką przyjaciół. Dowiedzieliśmy się żeby uważać, bo listopad to już prawie zima. Panowie pokazali nam listopadowe (całkiem białe) zdjęcia okolicy. Koniec lata- podkreślili. W każdej chwili może spaść śnieg. Nie bardzo mieliśmy ochotę na namiot. Nie wysechł jeszcze po poprzedniej nocy. Jose nie chciał, ale ja spytałam gdzie tu się można przespać. Pasterz pokazał nam na mapie wyżej położoną bergerie. Powiedział, że jest prywatna, ale właściciele nie zamykają jej na zimę. Można tam wygodnie spać.

AA014Tak też zrobiliśmy, To około pół godziny wyżej. Jest kilka rozsianych po zboczu szałasów. Gdybyśmy nie wiedzieli, że mogą być otwarte, nie sprawdzilibyśmy. Pierwszy, największy był solidnie zamknięty. Dosłownie zlewał nas deszcz, więc wspięliśmy się jak najszybciej na zbocze i rzeczywiście znaleźliśmy miejsce do spania. Nie był to Hilton, ale było sucho. Pięknie wyglądały ściany doliny we mgle, na tle ociekających drzew. Byliśmy wdzięczni za gościnność Korsyki. Faktycznie dobrze nam się tam spało.

AA012(1)Rano chmury opadły. W dole zobaczyliśmy pusty parking i koniec bezludnej drogi,

AA011W górze pojawiły się pięknie oświetlone skały piętrzące się nad Lac Melo- jednym w największych korsykańskich jezior. Spakowaliśmy się szybko (namiot tym razem wysechł) i pobiegliśmy nad staw ciekawi porannych widoków. Są dwa warianty drogi, jeden (prawy) wymaga odrobinki wspinaczki, ale to nic trudnego. Drugiego nie sprawdziliśmy, ale jest bardziej popularny. Szlak dość mocno wydeptano.

AA008Warto zobaczyć Lac Melo o świcie.

AA007AA004AA003Mieliśmy wielkie szczęście do pogody. Cudowna widoczność, krystaliczne zimowe powietrze. Żal nam było stamtąd odejść. Latem pewnie kłębi się tam tłum, jak nad Morskim Okiem, w listopadzie byliśmy całkiem sami. Dopiero podchodząc nad kolejne jezioro- Lac Capitelo zauważyliśmy, że na przeciwległym brzegu jest schronisko. Typowe korsykańskie, chyba parkowe. Jose zajrzał, było otwarte, wygodne prycze, jadalnia i gaz. Nie wiedzieliśmy dalszego pasterz nam o nim nie powiedział. To nie był pierwszy raz kiedy odnieśliśmy wrażenie, że Park Narodowy i Korsykanie niekoniecznie bardzo się lubią.

AA034Lac Capitelo jest równie piękne, ale ma typowo wysokogórski charakter. Spotkaliśmy tam samotnego pana, a w tyle za nami usłyszeliśmy jakąś podchodzącą grupę. Koniec samotności. To zbyt popularne miejsce, żeby na długo zachować je tylko dla siebie.

AA032Teren nie do końca zgadzał się z mapą. Zgodnie z nią mieliśmy nadzieje przejść przez grań w nieznanym mi i dzikim miejscu. W rzeczywistości znaleźliśmy tylko ścieżkę wspinającą się do GR-u. Oznakowaną, ale nie zaznaczoną na mapie.

AA031Nie wybrzydzaliśmy, bo pogoda się szybko psuła. Zachmurzyło się i zaczęło lekko mżyć.

AA028Na szczęście nie rozpadało się. Wdrapaliśmy się na bardzo stromą i raczej niełatwą szczerbę w ostrej grani udekorowaną tabliczką z napisem Breche de Capileto i strzałką Corte. W przewodnikach Breche de Capitelo to inna, wyższa i położona bardziej na wschód przełęcz. Na mapie też jest galimatias. Tak czy siak GR20 jest świetnie oznakowany, więc nie mieliśmy wątpliwości gdzie iść. Mocno wiało. Poszliśmy w stronę Refuge Manganu. Pamiętałam ten szlak z lata, to odcinek, na którym wisi kilka łańcuchów i co jakiś czas trzeba użyć rąk. Fajnie tam było bez letniego zamieszania i tłumów. Tylko mnóstwo drobnych śmieci poupychanych pod kamieniami zdradzało jak wielki panuje tu latem tłok.

AA027Dolina Restonica to jedna z perełek Korsyki. Znakowany szlak prowadzi aż od Corte. Nie watro się martwić szosą. Ścieżka idzie wyżej i pozwala oglądać piękne i nieskażone cywilizacją widoki.

 

Share
Translate »