Alpy czerwiec/lipiec13, Valle Varaita di Bellino- Paso Mongioia

Nocą zaczął mnie boleć brzuch, źle spałam i trochę zmarzłam. Test czy mogę jeść włoskie wędliny nie powiódł się. Widocznie pakują do nich zbyt dużo chemii. Już do końca wyjazdu nie jadłam mięsa. Tak było chyba najbezpieczniej.

Szałas był częściowo zagłębiony w ziemi i wilgotny, spaliśmy na glebie, rano z przyjemnością wyciagnełiśmy wszystko na słońce.

Czekało nas zejście na dno doliny. Nie widzieliśmy znaków, ale udało nam się długo iść ścieżką- nie drogą. Na zboczu było sporo gruntowych dróg- dojazdów do ujęć wody i szałasów.

Ludzi nie było wcale, za to krowy prezentowały prawdziwy włoski szyk.

Nie widać tego dobrze na zdjęciu, ale kryształy błyszczały z daleka.  Jak od Svarowskiego :). Niżej pojawiło się mnóstwo znaków.

Dnem doliny biegnie masa łatwych ścieżek,

a zbocza porastają przepiękne łąki.

trudno się opanować i nie fotografować :)

Zeszliśmy do schroniska Meleze- przyjemnej gospody otoczonej strzyżonym trawnikiem z leżakami.

To miłe miejsce. Udało nam się tam kupić kilogram sera (niedrogo, ser miał mi zastąpić wędliny, których nie dało się jeść). Uprzejmość Pana Schroniskowego doceniliśmy w pełni dopiero później. Większość mijanych potem schronisk stanowczo odmawiała sprzedania jakiejkolwiek żywności. Biznes to biznes… ale nam było przykro.

Górne piętra doliny Varaite di Bellino były równie spokojne i sielskie, chociaż na parkingach stały samochody i spotkaliśmy ludzi.

Główne zainteresowanie budzą chyba niskie ścieżki i via ferrata- na wielkiej wychylonej skale.

W dolinie jest też mnóstwo bardzo dobrze zachowanych szałasów, pogrupowanych w małe wioseczki. Zabudowania pochodzą z lat pięćdziesiątych i ciągną się aż do 2500 m.

Zdecydowaliśmy się pójść troszkę w kółko i obejrzeć pominięte poprzedniego dnia zejście z przełęczy Fiutrusa.

Dodatkową motywacja do wyboru tej drogi był biwak na przełęczy Mongioia. Pogoda była dość dziwna, pomimo silnego słońca było lodowato i nawet w środku dnia chodziliśmy ciepło ubrani. W najwyżej położonej wiosce ścieżki na paso Fiutrusa i Mongioia rozdzielają się. Na Frutiusa prowadzi wydeptany dukt,  idąc na Mongioia trzeba wdrapać się na trawiasty próg, a potem przebić przez strome płaty śniegu i rozmiękłe wiosną, gliniasto-piarżyste urwiska.

Wieczorem drogę nakrył cień. Zrobiło się zimno, a błoto zaczęło zamarzać. Zginęły też wszystkie znaki.

Jeszcze wyżej weszliśmy w ciągły śnieg, a po przejściu kilku nieprzyjemnie twardych płatów założyliśmy raki. Początkowo towarzyszył nam czyjś (już mocno nadtopiony) ślad, ale potem znikł, widocznie nie odcisnął się w twardym śniegu.

Dojście do przełęczy jest dość zawiłe. To labirynt śnieżnych pól wśród niskich przełączek i kamienistych grani. Biwak stoi już niemal we Francji.

Ucieszyliśmy się widząc go.

Z daleka wyglądał niepozornie, ale to niemal pałac.

Ma nawet baterie słoneczne.

Leży bardzo wysoko (ponad 3000m npm) więc i wieczorem i rano towarzyszyły nam bardzo piękne widoki.

Popatrzyliśmy jeszcze przed nocą na zejście (na francuską stronę). Nie bardzo mieliśmy ochotę wracać tą samą drogą. Rano śnieg zamarzłby na lód i wcale nie byłoby tam łatwo.

To przepiękne miejsce. Trudność wejścia od strony włoskiej nie przekracza T3, ale wiosną na drodze trafiają się pojedyncze nieprzyjemne miejsca. Przykre szczególnie z ciężkim plecakiem.

 

 

Share

Alpy czerwiec-lipiec 13. Dolina Pelice

Dolina Pelice… Byłam tu już więcej niż raz. Mam znajomych, poznanych kiedyś w tych górach. Jeśli mogę odwiedzam ich. To dobry punkt startowy. Pociąg z Turynu do Pinerolo kursuje niemal co godzinę. Jedzie kilkadziesiąt minut. Tym razem jechał kilkadziesiąt minut przez burzę. Piętrowy wagon był pusty, a przez pouchylane lufciki wlewały się do środka całe potoki. Nie zamykaliśmy okienek, bo wpuszczały też odrobinkę powietrza. Gdzieś w połowie trasy przez pociąg przebiegł mokry konduktor i klnąc soczyście wszystko nam pozamykał (na klucz). Nie udusiliśmy się tylko dlatego, że nie zdążyliśmy. Było już blisko. W Pinerolo można złapać autobus to Torre Pelice lub nawet Bobbio Pelice. Z obu tych miejscowości można już wyjść (w zeszłym roku zeszliśmy prawie do Bobio Pelice).

Najbardziej popularnym punktem startowym w góry jest jednak ostatnia w dolinie, najwyżej położona wieś Villar Pelice. Nic tam niestety nie jeździ.

Dolinę Pelice zamieszkują wysocy blondyni o niebieskich oczach. Protestanci, którzy przed wiekami przyszli tu pieszo ze Szwajcarii, uciekając przed religijnymi prześladowaniami. Dokument nadania im ziemi w bardziej wówczas spokojnych Włoszech jest przechowywany  na naszym Wawelu. Nasi przyjaciele pojechali kiedyś do Krakowa, specjalnie po to, żeby go sobie obejrzeć. W 17 wieku Polska była oazą tolerancji i w jakiś sposób byliśmy zamieszani w tę sprawę. Pamięć o historycznych wydarzeniach jest wciąż istotnym elementem kultury tej doliny. Co roku młodzież powtarza historyczną, kilkunastodniową wędrówkę. Trasę przeszły też dzieci moich znajomych.

To tak przy okazji, historia, o której pewnie nigdy bym nie usłyszała, gdybym przypadkiem nie poznała mieszkających tu ludzi. Dowód jak dużo nas prawdopodobnie omija. Po większości dolin pozostaje przecież tylko wspomnienie sklepów lub schronisk.

Tym razem poszliśmy z Villar Pelice w górę doliny do schroniska Granero.

To ładna leśna ścieżka (można ewentualnie podejść spory kawał szutrowa drogą).

Po drodze leży duże i bardzo popularne schronisko Jervis, a wyżej dwie pasterskie wsie, w których latem można kupić ser.

Powyżej wielkich płaskich łąk szlak do Granero troszkę się gubi.

Kilka lat temu, we mgle (mgła jest w tej dolinie częsta) przypadkiem poszłam zimowym wariantem wspinającym się wprost na zbocze po lewej. Teraz dla odmiany wybraliśmy letnią trasę. Niestety na tej drodze trzeba kilkukrotnie przechodzić przez rzekę. Przyjemniej w sandałach.

Poniżej najwyższego progu doliny, kilkanaście minut w lewo jest jeziorko. Warto zboczyć i je obejrzeć.

Droga, lekko oznakowana przechodzi trawersem kamienne zwalisko na brzegu płytkiego stawu, a wyżej wspina się stromym zboczem. Troszkę tam kluczyliśmy.

Za stawem trzeba znów przekraczać rzekę, a potem przejść przez nią jeszcze raz. Ułatwiliśmy sobie zadanie podchodząc wyżej.

Schronisko stoi na progu doliny. Pod koniec czerwca było jeszcze zamknięte i przysypane śniegiem. Nocowaliśmy w pięknym biwaku tuż obok. Nie wiem czy jest otwarty też latem.

Charakterystyczna dla doliny Pelice niska, popołudniowa mgła rozwiewa się co wieczór. Rano nie było po niej ani śladu.

Do końca doliny- Colle Selliere prowadzi nietrudna, ale wiosną zaśnieżona ścieżka- na francuskich mapach oznakowana jako GR58. Fragment bardzo znanego szlaku obchodzącego Monte Viso dookoła.

Pod samą przełęczą można wybrać dwa warianty. Ten po prawej oznaczony jako trudny wdrapuje się po stromym piargu na skalistą grzędę i schodzi ścieżką. Ten po lewej (niemal na wprost), niepokazany na mapach, wchodzi  na sąsiednią łagodniejszą przełęcz, ale schodzi dość stromo po kruchym zboczu. Nie jest trudno, chociaż z daleka wygląda to groźnie. Czyli wszystko jedno.

Po drugiej stronie Paso Selliere otwiera się widok na francuskie Queyras, widać też Pic de Traversette i Monte Viso.

 

Share
Translate »