odpowiedzialność w górach

To ciężki temat, pewnie do poruszenia go należałoby się przygotować… Zaczęłam o tym myśleć odpisując na komentarz, który pojawił się dzisiaj przy Biwakowaniu Zimą. Słyszałam więcej takich głosów. Ludzie są zbulwersowani faktem, że za akcję ratunkową grupy niezbyt rozsądnych turystów (ale wcale nie morderców, bandytów czy wyrzutków społeczeństwa) zapłaci podatnik, czyli my. Nikt nie zastanawia się ile płacimy za  resocjalizację prawdziwych złoczyńców, utrzymywanie więzień, prewencję policyjną… można by tu wymienia długo i wywołać niejedną kłótnię.

Dlaczego to robimy? Czy jako społeczeństwo jesteśmy beznadziejnie głupi?

Nie jesteśmy. Chcemy mieć i wolność i spokój. Wolność to złożone uczucie. Jednym wystarczy wolność od czegoś- tych może zadowolić w górach  bezpieczeństwo, dobrze oznakowane szlaki (najlepiej wyrównane i obstawione barierkami), brak możliwości zabłądzenia, spadnięcia czy jakiejkolwiek pomyłki, brak ryzyka.  Nie chcę się wypowiadać  czy takie poglądy są słuszne. Zostawiam ich wyznawcom wolność własnego wyboru. Są miejsca gdzie można się bezpiecznie poruszać po górach. Bardzo dużo w Tatrach, trochę w Alpach, a kilka nawet w Pirenejach.

Gorzej w drugą stronę. Co  mają zrobić ci, którym potrzebna jest wolność do czegoś otwierająca im drogę do rozwoju i podejmowania własnych, nawet błędnych decyzji? W Polsce panuje przekonanie, że ludzie są głupi i mądra władza musi im dobrotliwie wszystkiego co ryzykowne zabronić. Nie biwakować, nie zbaczać za szlaku, nie hałasować nie śmiecić… wszystko wrzucone do jednego worka.

Czy  takie zakazy  działają?  Nie bardzo. Podobnie jak ograniczenie prędkości do 30 km/godz na prostej i szerokiej drodze.

Tymczasem znam wiele miejsc gdzie nie ma zakazów. Ludzie co noc gdzieś biwakują, nagminnie chodzą bez szlaków i nie tylko nie hałasują i nie śmiecą, ale też zbierają śmieci, które porzucił jakiś pacan.  Dlaczego? Bo mając wolność nauczyli się  odpowiedzialności.  Porządku strzeże edukacja, a nie zakazy. Takich miejsc jest niewiele w Polsce. A szkoda.

Nie chciałabym być  zrozumiana źle. Wcale nie nawołuję do beztroskiego poruszania się zimą po górach. Zależy mi na  wolności podejmowania własnych decyzji. Każdy powinien sam decydować co jest dla niego bezpieczne i lepsze. W Alpach i Pirenejach co roku zabija się kilkaset osób. Dlaczego nikt im tego nie zabrania? Może z szacunku dla cudzej i swojej wolności?

W Polsce czy Słowacji jest inaczej, chociaż nasz problem też jest bardzo prosty.  Kiedy nie wiadomo o co chodzi -chodzi o pieniądze. Dlaczego podatnik powinien finansować akcje ratunkowe obcych mu i nierozsądnych ludzi?  Bo służby ratunkowe kosztują, nawet jeśli nic nie robią, bo zdarzają się akcje rozpoczęte przez pomyłkę, takie o które nikt nie prosił. Ktoś myślał, że ktoś się zgubił, ktoś inny słyszał jakiś krzyk… To dobrze, że ludzie się o siebie troszczą, nie chciałabym, żeby tego zaprzestali… dla pieniędzy.

A  wszystkich nierozsądnych i krnąbrnych, tych co się snują bez szlaku, marzą o biwakowaniu zimą, włażą nie wiadomo gdzie i odważają się robić cokolwiek trudnego- bardzo proszę ubezpieczcie się. Nie ma powodu, żeby tak rozsądna reszta społeczeństwa wydawała jakiekolwiek pieniądze w naszej obronie :). Suma wydana na ubezpieczenie w klubie,  poza Polską, bardzo szybko się zwraca. Kluby udzielają swoim członkom  dużych zniżek na noclegi. Jesteśmy w tym pominięci, bo ani polskie kluby, ani polskie schroniska nie zechciały zrzeszyć się w stosownych organizacjach. Być może gdyby taki system istniał ubezpieczanie się byłoby powszechne i nie musielibyśmy dyskutować o kosztach ratownictwa. Na razie- nic nie stoi na przeszkodzie, żeby należeć do klubu za granicą, np. w Austrii, a Tatry czy nawet Babią Górę zostawić dla przyszłych pokoleń. Oby nie były zbyt rozsądne :)

 

Share

biwakowanie zimą

Kiedy wczoraj, wracając do Polski włączyłam radio, pierwszą wiadomością jaką usłyszałam była relacja z akcji ratunkowej na Babiej Górze.  Ostatnio sporo pisałam o zimowym biwakowaniu, mój tekst wydrukował też w grudniowym numerze Magazyn Górski, troszkę się przestraszyłam, że być może wywarłam na kogoś zły wpływ. Trudno mi na podstawie informacji, które znalazłam w necie zrozumieć co się właściwie stało. Przyjaciółka, która wczoraj była pod Babią Górą mówiła,  że jest głęboki i kopny śnieg.  Łatwo sobie wyobrazić jak trudno się w czymś takim poruszać bez rakiet, a nikt nie wspomniał czy pechowi turyści mieli rakiety.

Sam opis wcale nie awaryjnego biwakowania jednak troszkę przeraża. Rozbicie namiotu zimą, przy temperaturze ok -8 stopni to nie tragedia. Wiatr przeszkadza w stawianiu, ale po wejściu do dobrze rozbitego  namiotu jest już tylko groźnym (ale odległym) pomrukiem. Temperatura wewnątrz (nawet ta odczuwalna) szybko wzrasta o kilka stopni. Nie sądzę, żeby nocą w namiocie był większy mróz niż -5 . Bardzo prawdopodobne, że było nawet powyżej zera. To oczywiście bardzo zależy od rodzaju namiotu i ilości zamieszkujących go osób. Najgorsze są w takich sytuacjach pojedyncze namioty i takie, których tropiki nie dotykają ziemi. Powstałą wolną przestrzeń dobrze jest w takiej sytuacji uszczelnić śniegiem.

Zakładając, że grupa doświadczonych turystów umiała prawidłowo postawić namiot, winny odmrożeń musiał być nieodpowiedni sprzęt.  Bardzo często producenci sprzętu turystycznego (a zwłaszcza śpiworów)  umieszczają na swoich wyrobach informację do jakich są przeznaczone temperatur. Niejednokrotnie widziałam  śpiwory rzekomo wystarczające do -35 stopni … ale zapewniające komfort termiczny np. w +6. Nie sądziłam, że ktokolwiek mógłby potraktować takie rewelacje poważnie, ale takie ryzyko jest. Prawda o zakresie temperatur w jakich sprawdza się dany sprzęt jest bardzo zawiła, a napisać można prawie wszystko.

Wiele osób pytało mnie ostatnio w jakich temperaturach sprawdza się highloft czy powerstretch. To zależy od warunków. Znacznie gorsza od samej temperatury jest wilgotność powietrza i wiatr. Inaczej odczuwa się zimno przy krótkim i intensywnym wysiłku, inaczej podczas długich dni i nocy w nieprzyjemnie niskich temperaturach. Inaczej kiedy człowiek odpowiednio pije i je, i inaczej kiedy o tym zapomni (co jest łatwe zimą, bo zmęczony i zmarznięty organizm może nie zauważyć pragnienia i głodu). Dodatkowo odczuwanie ciepła jest bardzo indywidualne, znam ludzi, którzy niemal wcale nie marzną, ja sama marznę bardzo, znacznie bardziej niż przeciętna osoba.

Mam za sobą dziesiątki biwaków na mrozie. Wiele z nich opisałam. Napisałam też w co byłam ubrana (w całe mnóstwo rzeczy). Przy kilkunastostopniowym mrozie niejednokrotnie bardzo marzłam (poniżej -20 marzłam zawsze). Często nocą budziłam się przewracając na drugi bok,  dotykając niechcący do nieogrzanej jeszcze powierzchni śpiwora. Kilkakrotnie musiałam okryć się folią NRC, chociaż to doraźne, jednorazowe działanie. Folia nie oddycha i do rana śpiwór zrobi się wilgotny. Trochę tej wilgoci zamarznie na wierzchu, resztę będzie trudno wysuszyć. Mam mnóstwo lepszych i gorszych doświadczeń. Uczyłam się tego przez lata stopniowo wychodząc w góry w coraz zimniejszych miesiącach.

Ludzie, którzy próbowali w sobotę biwakować na Babiej Górze najprawdopodobniej dopiero zaczynali się uczyć. Kiedyś i gdzieś trzeba, Beskidy są i tak lepsze niż Tatry czy Alpy (chociaż najlepiej byłoby na początek spróbować spać niżej i bliżej cywilizacji). W internecie pojawiło się mnóstwo tekstów równających wszystkich, którzy wychodzą zimą w góry z błotem. Oskarża się ich (czyli nas) o nieodpowiedzialność i narażanie życia ratowników. Żąda kar i zapłaty.

Można i tak, można zakazać każdej działalności w górach, pozamykać szlaki, wyrównać dojścia do schronisk, powstawiać barierki. Można mówić ludziom co jest dla nich dobre, zabronić wszelkiej emocjonującej aktywności, uziemić i posadzić przed telewizorami. Można zarezerwować każdą górską działalność dla wybrańców, a reszcie frajerów kazać tych wybitnych i odważnych podziwiać. Takie czasy już były. Na szczęście pokonaliśmy komunizm i odzyskaliśmy wolność. Wolność to też ryzyko i odpowiedzialność za własne czyny. Pokora dla własnej niemocy i potrzeba rozwoju. Tego nie można się nauczyć nie próbując.

Czy nieodpowiedzialni, w opinii ogółu ludzie powinni za swoje „wybryki” zapłacić? Nie chciałabym, żeby musieli, wolałabym żyć w kraju gdzie solidarnie ratuje się potrzebującego, nie pytając czy i jak za to zapłaci. Wbrew pozorom takich krajów jest więcej. Ratowanie życia w górach nie kosztuje nic ani we Włoszech, ani we Francji ani w Hiszpanii. Nasi południowi sąsiedzi zamykający Tatry na zimę wcale nie powinni być dla nas wzorem. Wzorem mogłyby być za to zachodnie kluby, które ubezpieczają wszystkich swoich członków i nawet w krajach, w których za pomoc nie trzeba płacić, można to zrobić pokazując legitymację. Jeszcze nigdy nie naciągnęłam żadnej górskiej służby na udzielanie mi pomocy za darmo. Od kilkunastu lat płacę składki i za moje „szaleństwa” płaci ubezpieczalnia.

Góry zimą są trudne, to zupełnie inny świat. W tą sobotę, kiedy nasz GOPR sprowadził na dół bezpiecznie 30 turystów, w Pirenejach zginęło aż 6 osób. Hiszpańska Guardia Civil nie mogąc nadążyć z ratowaniem musiała poprosić o pomoc Francuzów. W Pirenejach nie ma śniegu. Wypadkom winne jest zimno, krótki dzień i lód.

PS: O tym jak się przyzwoicie zachować biwakując, napisałam w tekście Jak to się robi w Pirenejach?

Share
Translate »