minimalistyczne arktyczne fotografie

Porządkuję zdjęcia. Są moim notatnikiem, zwykle fotografuję najważniejsze chwile i to co poruszające i piękne. Arktyka była dla mnie wielkim fotograficznym wyzwaniem. Trochę dlatego, że to pierwszy raz, troszkę, bo zimno (i sama czynność fotografowania wymagała niepotrzebnych zwykle zabiegów), troszkę bo jednolicie i biało, a nie chciałam się bardzo powtarzać.

Pomimo tego, że długo o tym wcześniej myślałam, nie miałam pomysłu na zdjęcia. Spodziewając się zorzy zabrałam nowy szerokokątny obiektyw (17-40mm) i w ostatniej chwili dołożyłam też ten stary, uniwersalny używany już od dwóch lat (28-135mm). Na miejscu okazało się, że poza fotografowaniem zorzy ten uniwersalny przydaje mi się bardziej . To niedrogi, zwykły sprzęt. W wielkie mrozy coś w nim zgrzytało i bałam się że mi się rozleci, ale wytrzymał do końca bez szwanku.

Chociaż fotografowanie w arktycznych warunkach było technicznie bardzo trudne, zrobiłam wyjątkowo dużo zdjęć. Teraz mam problem jak je pogrupować. Udało mi się uskładać jeden album. Bardzo prosty, być może o niczym.  To płaskowyże Finlandii, sąsiadująca z nimi Finnmarksvidda i wybrzeże ciągnące się aż do Nordkapp. Laponia taka, jaką zobaczyłam w marcu. Świetlista, jasna i wygłaskana przez wiatr. Poprzecinana kilometrami płotów (dzielących tereny wypasu reniferów). Rozległa, bezkresna i płaska. W pierwszej chwili może wydawać się monotonna, ale mnie zafascynowała. Po tygodniach spędzonych w tym kojącym, idealnie zrównoważonym świecie, dramatyczny górski krajobraz- wybrzeże, które miałam okazję podziwiać z promu wracając do Tromso wydawało mi się nieuporządkowane, chaotyczne, zbyt gęste.

Wcześniej trudno mi było zrozumieć Norwegów zakochanych w swoich płaskowyżach. Teraz to mnie nie dziwi. Być może dlatego, że miałam czas. Że nic nie poszło mi tam szybko i łatwo.

Trochę więcej zdjęć jest na poświęconej samym fotografiom stronie. Ciekawa jestem czy Wam się spodobają, czy  udało mi się uchwycić piękno tych miejsc.

 

 

Share

mamy 5 lat!

Zaczęłam pisać pod koniec stycznia 2011 roku. Dawno, prawda? Pamiętam tygodnie, podczas których pisałam prawie codziennie i kiedy to przenoszenie się w inne miejsce i w inny czas pozwalało mi natychmiast się zrelaksować. Kiedy zaczynałam byłam zupełnie sama. Samotność jako taka nie jest czymś złym, nawet ją lubię, ale tamta przypominała raczej opuszczenie niż własny wybór. To były ciężkie czasy dla małych firm. Wciąż słyszeliśmy, że nie jesteśmy tak dobrzy jak te reklamowane i duże. Nie jesteśmy sprytni (bo nie produkujemy w Chinach, a nasze wyroby można nosić latami), nie jesteśmy konkurencyjni (bo na naszych ubraniach sklepy miałyby zbyt małe marże), nie jesteśmy nowocześni, bo zamiast inwestować w reklamę wydajemy wszystko na wspaniałe, ale drogie materiały… nie chce mi się już nawet do tego wracać. Kiedy zebrałam się w sobie i napisałam jak to naprawdę jest, wszystko w jakiś niezwykły sposób odzyskało rozsądny wymiar. Przez stulecia ludzie kierowali się nadrzędnym Dobrem. Cenili tych, którzy się dzielą i dają, takich którzy coś istotnego tworzą, uczciwych, prawdomównych, tych, na których można polegać. W dzisiejszych czasach wmówiono nam, że to definicja frajera. Zapomniano dodać, że nasi przodkowie nie byli „frajerami” za darmo- wiedzieli, że to buduje szczęście. Gdyby każdy zadbał o swój kawałek świata, jakikolwiek malutki by nie był, krok po kroku zbudowalibyśmy raj. I tego się nauczyłam przez ostatnie lata. Może nie odkryłam Ameryki i nie dostanę żadnego Nobla, może to co zależy ode mnie jest zwyczajne i bardzo malutkie, pewnie nie ma większego znaczenia dla świata. Ale ma dla mnie i dla otaczających mnie ludzi. Nie chodzi o wielkość czy ilość, nie o prestiż czy „wartość” wykonywanej akurat pracy tylko o włożone w swoje działanie serce. Zaskakujące, ale można je włożyć w każdą uczciwą robotę, a efekty pojawiają się niemal natychmiast.  Najważniejsze żeby niczego nie oczekiwać. Szczęście daje to, co bezinteresowne. Jeśli wątpicie,  spróbujcie sami. Przepraszam, jeśli to już od dawna wiecie. Poukładanie sobie tych wszystkich spraw na nowo było dla mnie największym odkryciem ostatnich lat.

Poza tym nauczyłam się trochę fotografować :)

Port de Bonaigua, fot Kasia Nizinkiewicz

Zrobione w listopadzie 2014 zdjęcie wichury na Port de Bonaigua zostało właśnie wyróżnione w konkursie Monochrome Awards 2015. Nie zrobiłam go po to żeby dostać nagrodę, tylko żeby móc się podzielić pięknem i chyba właśnie dlatego tak bardzo się tym wyróżnieniem cieszę :)

Share
Translate »