zimowy trawers Lofotów- w skrócie

Wróciłam wczoraj, to była piękna podróż. Mieliśmy wielkie szczęście do pogody- naprawdę trudno mi się oprzeć myśli, że wyczarowaliście ją specjalnie dla nas. Temperatury były przez cały czas ujemne. Wiatry umiarkowane. Tylko kilka razy spadł śnieg, akurat wtedy, kiedy byliśmy nisko- blisko wsi. Szliśmy z południa, zaczynając od Værøya. Skończyliśmy w Sortland i mając jeszcze kilka dni (o jeden za mało żeby iść do Risoyhamn) zawróciliśmy i ruszyliśmy w stronę Stokmasters. Stamtąd z powrotem do Bodo Hurtigrutenem- to podobno najpiękniejszy odcinek promowej trasy.

Værøya była ciepła, prawie bezśnieżna. Moskenesøya poszła nam łatwo pomimo bezludzia i stromizn. Na Flakstadøya wędrowaliśmy przez kilka dni nadmorskimi szlakami, zaskakująco trudnymi. Raz musieliśmy zawrócić.  Tuż przed Napp utknęliśmy na oblodzonej ścianie- kilkusetmetrowym skalnym urwisku. Vestvågøy nie ma wysokich gór i chodzi tam sporo narciarzy, szło nam się tam przyjemnie czasem trafialiśmy na ślad, był nawet fragment nartostrady. Austvågøy jest piękna, w części nieprzechodnia nawet latem- więc nie chcąc wędrować szosą zadecydowaliśmy się iść równolegle przez Storemolla. Czym dalej na północ tym było zimniej, a lód i skały powoli zastępował śnieg. Na Hinnøya (już w archipelagu Vesterålen )trochę błądziliśmy. To trudny, zagmatwany teren. Lasy, pozamarzane fiordy, kopny śnieg na zmianę z lodowiskiem. Bezludzie. Raki, rakiety, czasem łatwiej było w gołych butach. Noce tak zimne, że pewnie przespaliśmy niejedną zorzę, nie odważając się wystawić nosa z namiotu. Pomimo tego ta wyspa wydawała nam się najpiękniejsza. Może ze względu na dzikość i duże oddalenie od ludzi, może przez wysokie góry przypominające Pireneje czy Dolomity zanurzone do jakiś 2500 metrów i otoczone fiordami. Wracaliśmy główną granią Langøya z widokiem na Vesterålen i nieprzechodnią północ Austvågøy górami przypominającymi Czerwone Wierchy z przepięknym widokiem na wszystkie strony.

Na początku słońce wstawało przed ósmą, a tuż po czwartej była już ciemna noc, pod koniec od wpół do szóstej do wpół do siódmej było wystarczająco jasno żeby iść, ale tak zimno, że odechciało nam się wstawać przed świtem. Prawie wszędzie znajdowaliśmy pitną wodę, czasem trzeba było trochę skruszyć lód. Gdyby nie to mielibyśmy poważny kłopot. Palnik zamierał już przy kilkunastostopniowym mrozie, raz zamarzła nawet zapalniczka. Szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się takiego zimna-zdarzyło się pierwszy raz od 25-ciu lat.

Zdjęcia autorstwa Jose Antonio, moje wraz ze szczegółowym opisem za chwilkę.

Share

zimowy trawers Lofotów

Jutro ląduję w Bodo, kupuję gaz, czekam na Jose. Rano łapiemy prom na Vaeroya- wolimy zwiedzić tę maleńką wyspę niż siedzieć w mieście. Prom do Moskenes odpływa stamtąd w niedzielę wczesnym popołudniem. Rozkład jazdy jest tu. Czyli daleko tego dnia nie odejdziemy.

Dalszy plan oparłam na opisie tej letniej trasy – w odwrotnym do opisanego kierunku.  Trzeba ją zmodyfikować ze względu na prom na Kjerkfjorden. Nie sadzę żeby udało nam się ogarnąć odebranie nas w środku niczego, poza tym chciałabym zobaczyć Reine– pocztówkowe miasteczko obfotografowane tak, że mam wrażenie, że już je widziałam. Opis pokrywa tylko część naszej trasy. Dalej improwizacja. Jeśli się uda, pójdziemy do Harstad lub do Risoyhamn i wrócimy do Bodo Hurtigrutenem (to już tradycja :)). Obejrzałam to oczywiście na mapach. Fizycznej, google maps i google earth. Niektóre miejsca pokazuje street view, jest sporo panoram i zdjęć. Nie ma długodystansowych szlaków. Fragmenty trasy wydają się nieprzechodnie zimą- wymagają promów, które kursują tylko latem, przecinają lawiniaste zbocza, włażą  w lasy, przez które przy śniegu nie da się przebrnąć bez ścieżek, a ścieżek tam nie wygooglałam.

Jak dotąd chyba nikt nie przeszedł wysp zimą. Jedyny opis, który znalazłam to kilkudniowy fragmencik, w zasadzie marsz główną drogą, szosą E 10. Linkuję, bo pokazuje klimat.  Poza tym jest trochę opisów zimowych wyjść jednodniowych lub z biwakiem (zimą na Lofotach jest tylko kilka godzin dziennego światła, więc bez biwaku niewiele się uda)- moje ulubione możecie zobaczyć na stronie 68 north. Jest tam też blog i galerie pięknych zdjęć. Autor-Cody Duncan – mieszkający na Lofotach fotograf, udzielił nam kilku użytecznych rad. Dziękujemy!

Bierzemy namiot, który pożyczyłam na Chile (Tordis 2), ciepłe śpiwory, puchowe kurtki (biorę też Robertsową sukienkę), Polarne Legginsy i Bluzy. Skarpety Walonki. Zimowy palnik. Górskie buty, rakiety i raki.  Kupiłam na tę okazję zimowy materac, bo dwie karimaty zajęłyby zbyt dużo miejsca. Reszta ta sama co zwykle, z tym że do wiatrówki Laponii dorobiłam jeszcze spodnie z Pertexu. Pytaliście o nie, więc chciałam sprawdzić. Ważą tylko 70 g. Sprawdzam jeszcze nowe ciepłe rękawiczki. Opiszę je po powrocie, wyglądają bardzo obiecująco.

ja i Jose w Laponii

Tu  kilka linków: prognoza lawinowa,  prognoza pogody i jeszcze jedna pełna fascynujących szczegółów- windy (wiem o niej od Edka). Na koniec oczywiscie prognoza zorzy :)

Nie wiemy jak wiele zdziałamy. Trzymajcie kciuki!

 

 

 

Share
Translate »