Szwecja na nartach

Szwecja jest piękna, wiedziałam to, ale nie spodziewałam się takich gór. Po kilkaset metrów podejść i zjazdów codziennie. Piękne widoki, pomimo wyjątkowo (jak nas zapewniali Szwedzi) przykrej pogody. Silne wiatry, było mnóstwo śniegu. Leżał w górach prawie o miesiąc dłużej niż zwykle- to na plus, dało nam więcej czasu. Na minus -wiało z południowego zachodu, południa czasem z zachodu. Tylko kilka razy z północnego zachodu, raz z północy- czyli w plecy. Być może był jakiś bezwietrzny dzień, ale go nie pamiętam.

Nie było zimno, tylko kilkukrotnie temperatura spadła poniżej -20, zwykle było ok -10, -5 na koniec koło zera. Pomimo tego dwukrotnie odmroziłam twarz. Wina wilgoci i wiatru.

Przez prawie dwa i pół miesiąca z Jose przeszliśmy troszkę ponad 1000 km. Niewiele, nawet jak na nas- z tym, że to pomiar linijką (z mapy). Czasem miałam okazję porównać wyliczenia z drogowskazem. Moje 15 km okazywało się zwykle dwudziestoma kilkoma, raz było to 29. Liczyliśmy żeby oszacować dystanse. Do schronów, do sklepów. Przyzwyczailiśmy się do naszej miarki i drogowskazy tylko mieszały. Po wyjeździe Jose przeszłam jeszcze ok 200 km, w 10 dni.

Pierwszy odcinek trasy (Riksgransen-przejście graniczne na drodze 95), o którym najmniej napisałam w relacji był dość trudny. Zimno, bardzo krotki dzień. Po drodze tylko drogie schroniska STF. Wychodząc z Riksgransen zabraliśmy jedzenie i gaz na 25 dni. Pulki były upiornie ciężkie. A to wysokie góry. Szliśmy szlakami skuterowymi, kawałek Kungsleden (ze 20km), trochę bez szlaków. W lesie szło to bardzo powoli, ale w odkrytym terenie jedynym problemem była orientacja, słaba jeśli się trafiło w whiteout- a taka mglista, mętna pogoda była niemal codziennie, z krótkimi przerwami, lub bez przerw. Widoki były rzadkie, i przez to jeszcze bardziej fascynujące. Zapisaliśmy się do szwedzkiego klubu, bo członkom wolno użyć schroniska w dzień. Podsuszyć rzeczy, zagotować wodę, zjeść. Jest na to niewiele czasu- dwie godziny, do tego tylko od 11-do 3-ciej. Opiekunowie chatek byli różni, jedni pozwalali nam wejść nawet mocno spóźnionym, inni trzymali się sztywno przepisów, broniąc dostępu do pustego schroniska. Został nam po nich niesmak.

Schroniska zamknięto 30-marca.

Dalszą część trasy opisałam dokładniej. Byliśmy bliżej ludzi, była sieć. Ocieplało się, wydłużył się dzień. Góry obniżyły, ale podejścia i zjazdy zostały podobne po 400-500 metrów co dzień. Lub dwa razy dziennie, lub więcej… Nadal pięknie. Odniosłam wrażenie, że zagraniczni turyści pojawiają się tylko za kołem podbiegunowym. Góry na południe od koła są puste. Sporo tam schronów i dziennych chatek. W książkach gości wszystkie wpisy po szwedzku.

Najbardziej podobało mi się Vindelfjallen i okolice Marsfjallet i Borgafjallet. Kiedyś tam wrócę, zostawiłam sobie na zapas równoległy szlak. Okolice Gaddede, Valsjobyn i Rottvattnet są ciepłe. Widać to na mapie pokazującej pokrywę śniegową w Szwecji. Tam śnieg topi się najwcześniej. Tam mieliśmy najtrudniej. Gołe łąki, rozlane rzeki, las pełen połamanych gałęzi i drzew pod resztkami rozmiękłego śniegu. Odśnieżone drogi.

Sylarna, Helag, były zimowe. Lodowaty wiatr- na szczęście akurat z północy. Zaspy, śnieżyce. Rogen już prawie wiosenne. Bardzo piękne. Fullafjellet widziałam tylko z samochodu. Przeszliśmy się do wodospadu, na dole była już wiosna, na płaskowyżu śnieg. Gdyby nie 40 czy 60 km przerwy w bieli chętnie bym to jeszcze przeszła na nartach, ale cóż dobrze, że zostało mi coś na przyszły raz.

Gdybyście chcieli powtórzyć:

mapa online. Przydatna przy planowaniu, dokładna, znalazłam tylko kilka błędów. Szczegóły pojawiają się przy powiększeniu. Można drukować.

mapa szlaków skuterowych -online. Nie naniesiono na nią wszystkich szlaków. Do użycia wyłącznie zimą, wiele tras biegnie jeziorami.

Warto mieć mapę ofline, na północy nie ma sieci. Ja używałam mapy.cz

Przydają się mapy papierowe (bo nie ma gdzie ładować baterii). Moja ulubiona to: wodoodporna seria na tworzywie Tyvek, dwustronna i przez to o połowę tańsza niż papierowa (po 150 koron za sztukę).

Schroniska STF są haniebnie drogie (ze zniżką 40 euro za osobę za noc, 20 za rozbicie namiotu obok). Jeszcze gorsze są ceny w Padjelanta, tam nocleg kosztuje aż 50 euro, namiot 30. Nie ma obsługi. Na południe od Hemavan są też samoobsługowe schrony należące do gmin lub parków narodowych. I tu cena jest przyzwoita 100, 150 koron. Są też darmowe domki, ale nocowanie w nich jest zwykle dozwolone tylko w sytuacjach awaryjnych. Wiaty w górach nie są przeznaczone do spania- mają ławki, ale nie nie mają podłogi jak te w lasach na południu Szwecji. To nie zawsze jest wielki kłopot, i tak są lepsze niż namiot.

Każde zamknięte schronisko zostawia awaryjny schron- miejsce dla kilku, czasem tylko dla dwóch osób.

Trudno jest przenocować w cywilizacji. Być może tylko teraz w czasie pandemii do tego poza sezonem. Niemniej znaleźliśmy 3 bardzo dobre noclegi. Schronisko młodzieżowe w Tarnaby, tuż koło wyciągu. Należy do Fjallhotel, może być zamknięte, ale skoro otworzono je dla nas być może to się uda powtórzyć. Kemping w Gaddede (Gäddede Camping & Stugby AB) i kemping wędkarski w Rorvattnet. Wszystko to dużo tańsze niż chatka STF i dużo wygodniejsze. Inni najprawdopodobniej nie odbiorą polskiego telefonu.

Najpopularniejsze sieci sklepów to ICA i COOP. Ceny są szwedzkie, ale daje się przeżyć. Płatki owsiane, żółty ser… kosztują podobnie jak w Polsce. Trafiliśmy też na kilka mniejszych sklepików, w nich było z reguły drożej, ale nie w Saxsnas- tam bardzo przyjemnie, można siedzieć i ładować baterie przy stoliku, być może znajdziecie nawet zapomniane okulary Jose… Najmniej użyteczny sklep jest w Fjallnas- wyszłam z prawie pustymi rękami. A Jackvikk jest nowa wielka ICA otwarta w zeszłym roku i to najbardziej na północ wysunięty sklep przy trasie od momentu minięcia Abisko czy Riksgransen.

Niektóre schroniska STF sprzedają żywność (o ile nie są zamknięte), ale ceny są jeszcze bardziej haniebne niż za nocleg. 1 kg płatków owsianych 100 koron (w sklepie 10). Prąd widziałam tylko w hotelach STF (550 koron za głowę za noc). Ritsem, Blahamarren, Sylarna, Helags. Chatki mają baterie słoneczne, ale nie mają gniazdek. W Padjelanta są gniazdka na 12V (tam przydałaby się ładowarka samochodowa).

Autobusy są drogie, zwykle jeżdżą raz dziennie w czasie dostarczania dzieci do szkół, po południu wracają do wsi. Pociągi na długich trasach do przyjęcia. Rozkład mocno ograniczony- bo zaraza. Na promie trzeba teraz wykupić kabinę.

Mam nadzieję, że te informacje się przydadzą. Postaram się pokazać bardziej szczegółowo poszczególne odcinki. Gdybyście mieli jakieś pytania piszcie

a tak to wygląda na zdjęciach.

Share

Północna Szwecja- aktualizowana relacja z trasy.

Aktualizacje dopisuję na końcu. Nieregularnie, bo trudno o sieć.

4 marca 2020. Mam ze sobą ze ze 30 kg bagażu. 2 plecaki na każdym umocowana pulka (jak skorupa żółwia, aż dziwne, że to tak dobrze pasuje), jedna dla mnie, jedna dla Jose. Mam narty. Bilet w szwedzkim pociągu pozwala zabrać tyle ile potrafię sama wnieść. Mam nadzieję, że nikt tego nie sprawdza. Za 1300 km zapłaciliśmy po 400 zł za osobę. To nocny pociąg jedzie 17 godzin. Mamy kuszetki. Przedtem czeka nas jeszcze prom. Też powolny. Za 2 osoby w dwie strony – 750 zł. Najtaniej, bo bez kabiny, w środku tygodnia. Być może uda się zwiedzić Sztokholm. Będziemy tam czekać kilka godzin. Jose leci z Barcelony do Gdańska. Wiezie zapas jamon serrano i sera. Wszystko ręcznie robione bez konserwantów. Tak, jak lubi. 10 kilogramów. Powinno wystarczyć na 16-20 dni. Ja (też tradycyjnie) mam 51 saszetek Słodkiej Chwili- wszystkie są dla Jose, uwielbia budyń. To 2,5 kg. Zabrakło miejsca na deser dla mnie. Może i lepiej. Mam kabanosy (dla Jose), mam wędzony ser. Suszone jabłka (od Mamy) i suszone buraki- wiem, że nuda. Rybki, orzechy, 5x gaz.. Szwecja jest droga. Siedzę w pociągu relacji Szczecin Olsztyn. Obok para starszych ludzi. Patrzą na mnie z niechęcią. Wręcz z obrzydzeniem. W końcu wychodzą do innego wagonu. Nie rozumiem i chyba jednak rozumiem. Mam narty, kto wie gdzie z nimi byłam. A tu koronawirus…

Nynashamn

Sztokholmm
Sztokholm

5 marca 2020

Podróż promem byla bardzo spokojna. Statek niemal pusty. Wyspaliśmy się na kanapach w bufecie. Najedliśmy  do rozpuku polskim jedzeniem. Dostałam wrzatek do owsianki. Dalej trudniej. Od przystani do stacji kolejowej jest z 500m. Trudno nam się tam targało pulki. Mi łatwiej bo wór do którego je przypięłam ma uszy. Jose zostawił w Gdyni swoją pomarańczową torbę- za dużą do wędkarskiej pulki, którą dla niego kupiłam. Ma ze sobą wór pożyczony od Romana Werdona i jeden z jego starych plecaków. To co Roman zorganizował od ręki kiedy zadzwoniłam prosząc- ratuj! 

Na przystani w Nynashamn nie ma wózków. Zanim się dowlekliśmy uciekł nam pociąg i w rezultacie w Sztokholmie byliśmy tylko 3 godziny. Teraz siedzimy w przedziale. Pociąg w środku podobny jak u nas. Tylko więcej łazienek (są 3). Jest też schowek na bagaż na jakiś klucz. Nie pytaliśmy  bo bardzo daleko i schowek na narty, który zapchaliśmy pulkami. W wagonie jest jeszcze jeden narciarz. Wybiera się na Kungsleden. W przedziale z nim jedzie 5 Chinek. Słychać chichoty. Z nami para starszych Amerykanów. Lecieli z 4 przesiadkami. Przeczekali jeden dzień w Londynie. Wszystko po to żeby spędzić 2 dni w Abisko. Przez pomyłkę kupili bilet 2 raz stąd w naszym przedziale luz. Gdyby nie to nie byłoby miejsca na plecaki. W ramach rekompensaty konduktorka zaprosiła ich na obiad więc tak naprawdę wszystko na koszt kolei. Przed chwilą przeczytano komunikat że nocą pociąg będzie dzielony i lepiej zrobimy trzymając się swoich miejsc…za oknem śnieg.

6 marca 2020.

Za oknem las. Czasem łyse wzgórze. Sporo śniegu na dachach stacyjek leży ponad pół metra. Pięknie. Mijamy Gallivare. Drogi nieodśnieżane. Już można wiązać linki do pulki.

Czytaj dalej „Północna Szwecja- aktualizowana relacja z trasy.”

Share
Translate »