Kiedy wczoraj, wracając do Polski włączyłam radio, pierwszą wiadomością jaką usłyszałam była relacja z akcji ratunkowej na Babiej Górze. Ostatnio sporo pisałam o zimowym biwakowaniu, mój tekst wydrukował też w grudniowym numerze Magazyn Górski, troszkę się przestraszyłam, że być może wywarłam na kogoś zły wpływ. Trudno mi na podstawie informacji, które znalazłam w necie zrozumieć co się właściwie stało. Przyjaciółka, która wczoraj była pod Babią Górą mówiła, że jest głęboki i kopny śnieg. Łatwo sobie wyobrazić jak trudno się w czymś takim poruszać bez rakiet, a nikt nie wspomniał czy pechowi turyści mieli rakiety.
Sam opis wcale nie awaryjnego biwakowania jednak troszkę przeraża. Rozbicie namiotu zimą, przy temperaturze ok -8 stopni to nie tragedia. Wiatr przeszkadza w stawianiu, ale po wejściu do dobrze rozbitego namiotu jest już tylko groźnym (ale odległym) pomrukiem. Temperatura wewnątrz (nawet ta odczuwalna) szybko wzrasta o kilka stopni. Nie sądzę, żeby nocą w namiocie był większy mróz niż -5 . Bardzo prawdopodobne, że było nawet powyżej zera. To oczywiście bardzo zależy od rodzaju namiotu i ilości zamieszkujących go osób. Najgorsze są w takich sytuacjach pojedyncze namioty i takie, których tropiki nie dotykają ziemi. Powstałą wolną przestrzeń dobrze jest w takiej sytuacji uszczelnić śniegiem.
Zakładając, że grupa doświadczonych turystów umiała prawidłowo postawić namiot, winny odmrożeń musiał być nieodpowiedni sprzęt. Bardzo często producenci sprzętu turystycznego (a zwłaszcza śpiworów) umieszczają na swoich wyrobach informację do jakich są przeznaczone temperatur. Niejednokrotnie widziałam śpiwory rzekomo wystarczające do -35 stopni … ale zapewniające komfort termiczny np. w +6. Nie sądziłam, że ktokolwiek mógłby potraktować takie rewelacje poważnie, ale takie ryzyko jest. Prawda o zakresie temperatur w jakich sprawdza się dany sprzęt jest bardzo zawiła, a napisać można prawie wszystko.
Wiele osób pytało mnie ostatnio w jakich temperaturach sprawdza się highloft czy powerstretch. To zależy od warunków. Znacznie gorsza od samej temperatury jest wilgotność powietrza i wiatr. Inaczej odczuwa się zimno przy krótkim i intensywnym wysiłku, inaczej podczas długich dni i nocy w nieprzyjemnie niskich temperaturach. Inaczej kiedy człowiek odpowiednio pije i je, i inaczej kiedy o tym zapomni (co jest łatwe zimą, bo zmęczony i zmarznięty organizm może nie zauważyć pragnienia i głodu). Dodatkowo odczuwanie ciepła jest bardzo indywidualne, znam ludzi, którzy niemal wcale nie marzną, ja sama marznę bardzo, znacznie bardziej niż przeciętna osoba.
Mam za sobą dziesiątki biwaków na mrozie. Wiele z nich opisałam. Napisałam też w co byłam ubrana (w całe mnóstwo rzeczy). Przy kilkunastostopniowym mrozie niejednokrotnie bardzo marzłam (poniżej -20 marzłam zawsze). Często nocą budziłam się przewracając na drugi bok, dotykając niechcący do nieogrzanej jeszcze powierzchni śpiwora. Kilkakrotnie musiałam okryć się folią NRC, chociaż to doraźne, jednorazowe działanie. Folia nie oddycha i do rana śpiwór zrobi się wilgotny. Trochę tej wilgoci zamarznie na wierzchu, resztę będzie trudno wysuszyć. Mam mnóstwo lepszych i gorszych doświadczeń. Uczyłam się tego przez lata stopniowo wychodząc w góry w coraz zimniejszych miesiącach.
Ludzie, którzy próbowali w sobotę biwakować na Babiej Górze najprawdopodobniej dopiero zaczynali się uczyć. Kiedyś i gdzieś trzeba, Beskidy są i tak lepsze niż Tatry czy Alpy (chociaż najlepiej byłoby na początek spróbować spać niżej i bliżej cywilizacji). W internecie pojawiło się mnóstwo tekstów równających wszystkich, którzy wychodzą zimą w góry z błotem. Oskarża się ich (czyli nas) o nieodpowiedzialność i narażanie życia ratowników. Żąda kar i zapłaty.
Można i tak, można zakazać każdej działalności w górach, pozamykać szlaki, wyrównać dojścia do schronisk, powstawiać barierki. Można mówić ludziom co jest dla nich dobre, zabronić wszelkiej emocjonującej aktywności, uziemić i posadzić przed telewizorami. Można zarezerwować każdą górską działalność dla wybrańców, a reszcie frajerów kazać tych wybitnych i odważnych podziwiać. Takie czasy już były. Na szczęście pokonaliśmy komunizm i odzyskaliśmy wolność. Wolność to też ryzyko i odpowiedzialność za własne czyny. Pokora dla własnej niemocy i potrzeba rozwoju. Tego nie można się nauczyć nie próbując.
Czy nieodpowiedzialni, w opinii ogółu ludzie powinni za swoje „wybryki” zapłacić? Nie chciałabym, żeby musieli, wolałabym żyć w kraju gdzie solidarnie ratuje się potrzebującego, nie pytając czy i jak za to zapłaci. Wbrew pozorom takich krajów jest więcej. Ratowanie życia w górach nie kosztuje nic ani we Włoszech, ani we Francji ani w Hiszpanii. Nasi południowi sąsiedzi zamykający Tatry na zimę wcale nie powinni być dla nas wzorem. Wzorem mogłyby być za to zachodnie kluby, które ubezpieczają wszystkich swoich członków i nawet w krajach, w których za pomoc nie trzeba płacić, można to zrobić pokazując legitymację. Jeszcze nigdy nie naciągnęłam żadnej górskiej służby na udzielanie mi pomocy za darmo. Od kilkunastu lat płacę składki i za moje „szaleństwa” płaci ubezpieczalnia.
Góry zimą są trudne, to zupełnie inny świat. W tą sobotę, kiedy nasz GOPR sprowadził na dół bezpiecznie 30 turystów, w Pirenejach zginęło aż 6 osób. Hiszpańska Guardia Civil nie mogąc nadążyć z ratowaniem musiała poprosić o pomoc Francuzów. W Pirenejach nie ma śniegu. Wypadkom winne jest zimno, krótki dzień i lód.
PS: O tym jak się przyzwoicie zachować biwakując, napisałam w tekście Jak to się robi w Pirenejach?
Witaj,
piszesz : „Wolność to też ryzyko i odpowiedzialność za własne czyny”. Odpowiedzialność to też płacenie za własne błędy, a nie zrzucanie odpowiedzialności finansowej na resztę społeczeństwa. Wolność bez odpowiedzialności będzie prowadzić do wypaczeń.
Wolność to też możliwość dysponowania własnym majątkiem, bez przymusu płacenia za akcje ratownicze innych.
Z jednej strony cieszysz się z pozbycia się komunistycznych ideologów, a z drugiej strony stajesz się jednym z nich.
pozdrawiam
Hej. Nie do końca. Bronię prawa jednostki do podejmowania ryzyka. Wcale nie chcę, żeby ktoś za to płacił. Wręcz przeciwnie. Uważam, że wszyscy, którzy chodzą po górach powinni się ubezpieczyć. Wtedy koszty akcji ratunkowych zostałyby pokryte w 100%( przez ubezpieczalnię). Nie można tego powiedzieć o 200 zł mandatach, które wydają mi się czystą złośliwością, podobnie jak nadmiar zakazów.
Jeśli się zakaże wszystkiego ludzie wcale nie nauczą się odpowiedzialności. będzie dokładnie odwrotnie! Nie znam gór gdzie obowiązuje aż tyle zakazów co w Polsce. Świetnym przykładem są kraje alpejskie czy np. Hiszpania. Ludzie robią mnóstwo ryzykownych rzeczy. za to niemal nie zdarza mi się spotykać w schroniskach nieubezpieczonych (niezrzeszonych w klubach) osób. To zupełnie nie zależy od tego czy w danym kraju ratownictwo jest czy nie jest za darmo.
Trzeba o tym pisać i mówić, bo w Polsce nadal panuje nadopiekuńczy model w stylu- najbezpieczniej jest wszystkiego zakazać. To nieprawda i prowadzi właśnie do utraty poczucia odpowiedzialności. Co do płacenia za akcje. Obowiązek ratowania innych jest wpisany w naszą konstytucję ( podobnie jak hiszpańską). Mi się podoba. Jako państwo wydajemy znacznie więcej na znacznie mniej szlachetne cele.
pozdrawiam
Pamiętam, jak kiedyś zmarzłem niemiłosiernie biwakując na wysokościach na śniegu, ponieważ moja mata nie była na to przygotowana. Zdecydowanie zalecam rozeznać się w specyfikacji oraz przetestować sprzęt w kontrolowanych warunkach.
Odnośnie ratownictwa, jestem pod wielkim wrażeniem, że ratownictwo górskie w Tatrach jest darmowe i dostępne dla każdego. Kiedy jedzie się w bardziej wymagające góry, zazwyczaj pomoc i tak przyjdzie za późno.