Mare a Monti to niski i niepozornie wyglądający (na mapach) szlak. Zastanawiałam się nad nim od dawna, ale wydawał mi się niezbyt interesujący latem. Zbyt bliski cywilizacji, zbyt gorący. Kawałek (ostatni odcinek Bonifatu- Calenzana) przeszliśmy w listopadzie 2013 w drodze do jedynego w okolicy sklepu. Miejscami był piękny, ale na długim odcinku biegł drogą. Pomyślałam, że to niezły pomysł na zimę. Z analizy historycznych danych z różnych meteorologicznych stron wynikało, że zarówno na Korsyce jak i na Sardynii w połowie stycznia zwykle panuje piękna słoneczna pogoda, a liczba deszczowych dni niewiele odbiega od alpejskiego lata. Styczeń to trudny do wędrowania czas. Alpy i Pireneje atakuje już prawdziwa zima. Śnieg jest niezwiązany, nieustannie spadają lawiny. Moje własne alpejskie styczniowe próby nie bardzo nadawały się do powtórzenia. Podobnie wyglądały pirenejskie doświadczenia Jose czy Asi. Miękki, głęboki i niebezpieczny śnieg, pogoda niepewna i zmienna. Dzień krótki.
Korsyka w tym samym czasie okazała się prawdziwym rajem. Temperatura nocą rzadko spadała poniżej kilka stopni mrozu, często była nawet dodatnia. W dzień bywało naprawdę ciepło, kąpałam się i w morzu i w rzece. Problem długich i ciemnych poranków i wieczorów w magiczny sposób rozwiązało palone przez moich przyjaciół ognisko. Sama bym tego chyba nie zrobiła. Jakoś nigdy nie miałam zwyczaju. Dla wyjaśnienia (wiem, bo spytałam strażaka) ognisk nie wolno rozpalać latem (od czerwca do końca września), ale palenie ich zimą nie jest ani groźne ani zabronione.
Szlak na mapie teoretycznie niski (nie wyszliśmy nim powyżej 1100 m npm) w rzeczywistości wiedzie skalistym, górskim terenem, a dzienne przewyższenia kilkukrotnie dochodzą do 1200 metrów. Nic dziwnego. Góry na zachodnim wybrzeżu wyrastają z samego morza, a ścieżka schodzi czasem aż na brzeg. Podobnie złudna okazała się bliskość cywilizacji. Mare a Monti wprawdzie przecina kilka wsi, ale spotkaliśmy tam dosłownie parę osób. Mieliśmy za to okazję dokupić troszkę jedzenia (sklepy w Evisa, Galeria i Ota były czynne zimą, w Serriera i Curzu trafiliśmy na otwarty bar, w Marignana działała gite). Nie było też problemu z gazem. Nakręcane butle campingaza można było kupić w Cargese, Evisie i Galerii.
Nie przeszliśmy dwóch ostatnich odcinków ( Tuarelli- Bonifatu i opisanego już Bonifatu- Calenzana). Z powodów logistycznych (promy pływają zimą tylko z Ajaccio) w Tuarelli przeszliśmy na biegnącą na wschód ścieżkę Transhumance. Doszliśmy do refuge Puscaghja, a stamtąd nie mogąc iść dalej z powodu oblodzenia zawróciliśmy do Porto.
Styczniowe Mare a Monti okazało się bezludne, dzikie i wybitnie piękne. Być może latem jest na nim więcej ludzi, ale stan ścieżki nie wskazywał na wielki tłok. Widzieliśmy trochę miejsc do biwakowania ( jak to na Korsyce, znacznie mniej niż Pirenejach czy Alpach, trzeba szukać, a czasem wyrównać). Nie mieliśmy kłopotów z wodą. Oznakowanie było doskonałe, trudności techniczne przeciętne. Oceniłabym je na T2– skalista, często stroma górska ścieżka. Opiszę kolejne dni. To piękna i ze względu na bliskość morza bardzo oryginalna trasa. Możecie o niej troszkę przeczytać tu.
Przepraszam, że umieściłam tak dużo fotografii. Ten wpis zostanie nam na długo i to jak wygląda szlak ma szansę przydać się tym, którzy zastanawiają się czy warto na Mare an Monti pojechać. Brakowało mi zdjęć tej trasy kiedy sama planowałam wyjazd. Jeszcze więcej jest tu. :)
Nie wiedziałem, że te czerwone cudaki na tych krzaczkach są jadalne!
Myślałem, że rosną tylko dla ozdoby :)
Na zdjęciach rozpoznałem jedną kozę, czerwone cudaki, zimowity oraz mostek:)
PS. Przeczytałem książkę i czekam na następną :)
Cieszę się bardzo (zwłaszcza z tej książki ;). Jak jadłam pierwszego „cudaka” byłam prawie pewna, że się otruję, bo Jose nie odróżnią pora od pokrzywy, ale uparł się, że tym razem wie na pewno i mogę jeść:)
Rozumiem, że też byłeś zimą? Czy może poziomkowce (vel chruściny jagodne) owocują przez cały rok? Kwitły teraz jak oszalałe.
Kurczę. To może dobrze, że nie próbowałem? Widziałem je we wrześniu – wyglądały podobnie, tak mi się wydaje. Poszukam, chyba zrobiłem im jakieś zdjęcie. Może miały inny kolor? – jak w „Pierwszej czytance”
„- Tato, a co to są te czerwone kulki na tych krzaczkach?
– To są, mój synku, czarne jagody.
– A dlaczego są czerwone?
– Bo są jeszcze zielone…”
jeśli były blade takie, żółto pomarańczowe to najprawdopodobniej nie były jeszcze dojrzałe. Dojrzewając czerwienieją i miękną. Nie można ich z niczym pomylić. Są bardzo charakterystyczne, a do tego jest ich całe mnóstwo. Tworzą poszycie dębowych lasów (zimozielone dęby Quercus Ilex), lub wyżej same tworzą gęste zarośla. Rosną gdzieś do 1100, 1300 m npm, ale najlepiej owocowały te nad morzem.