BOOT Dusseldorf 2019

W Dusseldorfie trwają największe europejskie targi sportów wodnych. Jak co roku można tam obejrzeć całą nurkową kolekcję Kwarka, podotykać pomierzyć, podyskutować. Tym razem jednak stoisko zorganizowali nasi niemieccy dystrybutorzy. My też wpadniemy, będziemy na targach w poniedziałek 21 stycznia po południu i przez cały wtorek. Gdybyście chcieli się z nami spotkać zapraszamy. Hala nurkowa stoisko F16.

BOOT trwa do 27 stycznia.

W Polsce pokażemy kolekcję jeszcze raz na targach Podwodna Przygoda w Warszawie.

Share

Armenia cz 29 Erywań i Tbilisi

Erywań był zimny, wilgotny i szary. Jose zaatakowała zwykła (dla niego) podróżna panika. Nie wsiądziemy do autobusu (bo może nas gdzieś wywiezie), nie do metra, bo się na pewno zepsuje. Wymusiłam spacer w kierunku centrum, zakończony wbrew moim intencjom 5 minut przed dotarciem do celu. W efekcie spędziliśmy półtorej godzina na stacji kolejowej. Niezwykłej, bo przeogromnej, stuletniej, pełnej marmurów i złoceń, ale bez podróżnych. Nic dziwnego. Pociąg odjeżdża stamtąd co drugi dzień (przecież musi też wracać).

W okolicy nie było nic do jedzenia, nic dla mnie, bo każdy ormiański fastfood jest nieodwracalnie zawinięty w lawasz.

Pierwszy raz jechałam plackartnym wagonem. Wbrew moim przypuszczeniom są tam przedziały, tylko przechodnie, bez drzwi. Była też pościel (zwykła nie jednorazowa) i wściekły konduktor, który mógłby być gwiazdą Misia. Nie było wody. Po północy minęliśmy Giumri.

-Paszport-dokumenty… ledwo coś słyszę w półśnie. Pali się światło. Jose (nie wiem czemu) siedzi, chociaż wcześniej ścielił sobie pryczę. -Owoce ? srebro?- wypytuje moją sąsiadkę celniczka, grzebie w bagażu, każe podnosić pryczę- Papierosy?- rzuca w kierunku Jose- Nie, dziękuję-Alkohol?- Też nie, już tu za dużo wypiłem… Bilet- Jose wręcza tekturkę. -Katarzyna? Z Polski?- celniczka patrzy na mnie z nadzieją. Tak to ja, jesteśmy razem, mamy bilet do Berlina na jutro…

Kontrola odchodzi, na stoliku przy którym siedzi Jose bujają się torby przemyconych przez nas (niechcący) owoców.

W Tbilisi nie działo się nic ciekawego. Nic co bym zapamiętała.  Odkryliśmy miejsce do przechowywania plecaków (adres podaje informacja turystyczna), zjedliśmy dobry obiad, byłam w łaźni.

-Hiszpan! Wygląda pan zupełnie jak z obrazu Goyi!-ucieszył się na widok Jose jakiś Gruzin. On z kolei wyglądał jak święty z  ikony, więc chyba tylko ja byłam zwykła…

I to by było na tyle:)

Share
Translate »