Pogoda popsuła się rano. Podświetlony wschodzącym słońcem wał chmur urósł i opadł, zaczął padać śnieg. Ścieżka nie była oznakowane, ale co jakiś czas było ją widać. Trawersowała zbocze zmierzając ostatecznie w kierunku Pic De Ventolau. Zatrzymaliśmy się na chwilkę przy pierwszym stawie (zamarzniętym, ale skruszyliśmy lód). Nie jedliśmy jeszcze śniadania, darowana przez los butelka z wodą skończyła nam się wieczorem więc teraz nadrobiliśmy to. W międzyczasie minęli nas posępni Katalończycy. Droga, którą planowali pójść biegła z drugiej strony grani więc najwyraźniej coś poszło nie tak… Nie wnikaliśmy. Podeszliśmy jeszcze kawałek doliną, przecięliśmy wielkie głazowiska i odszukaliśmy przełęcz prowadzącą do kolejnej doliny. Nic na mapie nie wskazywało, że się nią da przejść, poza układem poziomic. Nie było stromo, więc spróbowaliśmy. Dało się bez problemu. Tak podejrzewałam, zapamiętałam to przejście sprzed wielu lat. Widziałam je kiedyś schodząc z Ventolau.
Dalej poszło prosto. Widzieliśmy stawy, już zamarznięte, ale nie przysypane jeszcze przez śnieg. Na dole pojawiły się żółte znaki, które jednak szybko zgubiliśmy. W rezultacie kierując się kopczykami wyleźliśmy na urwisko z widokiem na miniaturowy dach schronu Estany de la Gola- niedostępny, bo leżący kilkaset metrów niżej. Wróciliśmy, zeszliśmy na oko i znów trafiliśmy na żółtą ścieżkę. Postanowiliśmy już jej nie gubić. Zbiega wzdłuż koryta potoczku i trawersuje zbocze prowadząc wprost do Estany de la Gola. Pozostaje tylko odrobinkę podejść. Schron jest nowy (jeszcze niezaznaczony na mapach). Jego budowę sfinansowała firma energetyczna, na drzwiach wisi tabliczka z informacjami. Jest też kwota- kilkunastokrotnie przewyższająca koszty wybudowania kamiennej altanki. Park narodowy podobno pokrył tylko 1/3… wyglądało to na jakiś masakryczny przekręt. Wewnątrz postawiono tylko stół (już odpadła mu jedna noga), równie nietrwałą ławę, ulepiony z kamieni kominek i strych z czystą drewnianą podłogą. Nie było łóżek czy materacy, ale ogólnie spać się tam dało i to wygodnie. Pomimo tego, że było bardzo wcześnie (jeszcze przed trzecią) postanowiliśmy zostać. Pogoda wyglądała mętnie, nie mieliśmy ochoty na kolejny nocleg na dworze. Jedyną wadą tego pomysłu był brak jedzenia. Zostały nam tylko suszone warzywa, suszone buraki, resztka suszonej wołowiny i mikroskopijna kostka sera… hmm… chyba ostatnia wieczerza…