Jesienna Korsyka, Refuge L’Onda

 

<—AA007Szlak GR20 schodzi ze Schroniska Petra Piana do położonej u zbiegu dolin Bergerie de la Tolla. Po drodze jest jeszcze jedna bergerie- otwarta i wyposażona w kilka łóżek i prysznic. Latem zapewne zamieszkana przez pasterzy.

AA006Pogoda był nieszczególna. Kropiło i bardzo mocno wiało. Żal nam było niezdobytego Monte Rotondo, tym bardziej, że przez chwilkę widzieliśmy lekko ośnieżony wierzchołek. Chmury rozdarły się na mniej niż minutę i nawet nie zdążyłam dobrze wycelować.

AA003Wichura wyła, po stokach przewracały się strzępki zwianych pewnie spod schroniska namiotów, niżej utknęło kilka całych, ale mokrych materaców.

AA005Coraz bardziej wyraźna ścieżka schodziła stromo przez kamieniste łąki i las. Na dnie doliny minęliśmy jakaś nowo budowaną chatkę, potem ładne, wydajne źródło, a niżej wyszliśmy na leśną drogę.

fot Jose Antonio de la FuenteBergerie de la Tola to duże gospodarstwo, z barem i chyba też z możliwością noclegu. Wisiała kartka z informacją o sprzedaży serów, a przez domkiem był ładny ogródek. Wszystko to oczywiście pozamykane. Urwałam sobie trochę melisy i mięty, i ostatnią kiść dzikich winogron. Deszczyk przeszedł w kapuśniaczek. Chmury opadły. GR20- zszedł jeszcze kawałek i zaczął się wspinać sąsiednią doliną. Początkowo szliśmy drogą, potem ścieżką.

AA001Samuel zostawił mnóstwo borowików, wzięłam kilka, chociaż nadal nie mieliśmy oleju.

AA002W bukowym lesie błyszczały resztki kolorowych liści, a wielkie kamienne bloki pięknie porastał jaskrawozielony mech. Pomimo deszczu droga była ładna i ciekawa, chociaż o wiele prostsza niż wysokogórski, żółto znakowany wariant, który biegnie granią, a który przeszłam już kiedyś latem. Bardziej otwarty widok pojawił się dopiero na halach.

AA036(1)Chmury kryły pięknie urzeźbione skały, niestety nie udało mi się utrafić z fotką. Szliśmy chwilkę stokiem przez rude paprocie i łany mokrych jałowców, a potem przez karłowaty, bezlistny już las.

Kapuśniaczek zmienił się w ulewny deszcz, więc ostatni kawałek pokonaliśmy biegiem, zapominając o nabraniu wody.

AA035Bergerie de L’Onda leży na dużej polanie pod skalnym progiem. Wszystkie szałasy pozamykano, pochowano stoliki i krzesełka, węże z wodą zwinięto. Została tylko budka z gazem- pozostałość letniego obozowiska. Położone wyżej na stoku parkowe schronisko było otwarte i obficie obłożone ociekającym, ale porąbanym drewnem. Nie było źródła, chociaż trudno było narzekać na brak wody. Po stokach spływały setki błotnistych strumyczków rozcieńczając wyjątkowo liczne krowie kupy.

AA031Znad Vivario nadciągały sine chmury. Wydawało nam się, że słyszymy grzmot.  Jose uparł się znaleźć pitną wodę i nie rozbierając się z peleryny zszedł w stronę pola namiotowego. Ja naniosłam kilka mokrych szczapek i nawet nie zdążyłam naprawdę rozgościć się w schronie, kiedy spadła na nas burza. Dosłownie tak to wyglądało. Nawałnica, grzmot za grzmotem, porywisty huraganowy wiatr. Pęczki błyskawic. Zanim Jose wrócił, zły i przemoczony z butelką wypełnioną lekko mętną cieczą- prawdopodobnie bez krowich kup, zdążyłam już poustawiać pod okapem wszystkie schroniskowe gary. Wypełniały się w mgnieniu oka. Pierwszy plon powylewałam, nie wydawał się wystarczająco czysty, dalsze frakcje były śliczne i krystaliczne, tylko że pozbawione minerałów. Woda była ewidentnie destylowana.

fot. Jose Antonio de la FuenteChociaż było jeszcze wcześnie, zdecydowaliśmy się zostać na noc. Napaliliśmy, inaczej nasze rzeczy chyba by nigdy nie wyschły, a potem rozłożyliśmy śpiwory na stołach. Było lodowato zimno. Piękny emaliowany piecyk ogrzał tylko kuchnię i wilgotna sypialnia wcale nas nie kusiła. L’Onda nie jest tak luksusowa jak Petra Piana. Nie było światła, nie było nic do jedzenia. Najbardziej nam brakowało oleju (ten, który znaleźliśmy w Petra Piana zostawiliśmy naszym następcom). Tym razem borowiki się ususzyły. Zrobiliśmy z nich potem zupę grzybową. Jose nie znał suszonych grzybów.

 

Share

Jesienna Korsyka Petra Piana

Pisanie o Korsyce jest moim lekarstwem na stres. Dzięki temu, że prawie wszystko pamiętam, i dzięki zdjęciom mogę znów przez chwilkę tam być… ale to na marginesie. Przepraszam, jeśli Was tym bardzo nudzę… ( poprzednie części są tu)

AA024-001Noc była zimna i sucha. Przez dziury w dachu widziałam sporo bardzo jasnych gwiazd. Wbrew moim obawom szałas nie rozsypał się jak domek z kart, kiedy go dotknęliśmy. Zmurszała prycza przetrwała, nie spadł na nas mocno nadgniły dach. Aż do świtu utrzymała się ładna pogoda, a chwilkę potem nadleciały chmurska i zaczął siąpić drobny deszcz.
AA022Nic dziwnego, taka była prognoza. Ustawiliśmy na miejscu mocno spróchniałe drzwi obrośnięte porostami i mchem. Zawiasy już nie trzymały. Zrobiłam zdjęcie, ale było za ciemno i rozmazało się.  Szlak w stronę Refugio Petra Piana był widoczny, chociaż nieuczęszczany, pozarastany i dziki.

AA020Ścieżka wspinała się, a my coraz bardziej grzęźliśmy we mgle. Wzmagał się wiatr. Przed samą granią ledwo się trzymaliśmy na nogach, a widoczność spadła do kilku metrów. Wiedziałam, że powinniśmy dojść do alpejskiego wariantu GR20 oznakowanego żółtymi plackami. Myślałam, że schronisko jest blisko i że nadlatujący na nas huragan za granią osłabnie. Nic z tego się nie sprawdziło. Wdrapaliśmy się wprawdzie na grzbiet, ale nie mogliśmy się zorientować jak zejść. Myślałam, że schodzącą niemal wprost w dół ścieżką. Niestety nie. Spróbowałam trawersem pod granią też nie. Wydeptany w piargu chodniczek ginął i dalej nie było już nic.

Schodziliśmy, podchodziliśmy, przemokliśmy do cna. Wichura wyła, nie słyszeliśmy się. Przy którymś kolejnym wejściu na grań przypomniało mi się, że odcinek GR20 w stronę schroniska był trudny. Czyli musiał iść bliżej skał. Poszłam w górę nie w dół i tym razem znalazłam ścieżkę. Pomyliłam się o jedną przełęcz, ta właściwa była trochę dalej. Oślizłe głazy i kilka miejsc gdzie trzeba kreatywnie użyć rąk. Wichura odwracała nam płaszcze na lewą stronę. Woda się lała za kołnierz i spływała do butów… Do tego, co już chwilkę potem wydawało się raczej śmieszne, o mało nie minęliśmy schroniska.  Chmura pozwalała widzieć na jakieś 5 metrów. To co dalej mogło równie dobrze nie istnieć. Jose potknął się o jakiś patyk- przy bliższym poznaniu drogowskaz. Urwany, ale z tekstem: „5 minut”. Zostało nam tylko zrobić kółko :)

Petra Piana to solidny drewniany schron na kawałku prawie płaskiej łączki. Ktoś musiał w nim nocować poprzedniej nocy, bo w piecyku jeszcze tlił się żar. Nasze ubrania wydawały się ciepłe i suche, ale po zdjęciu okazały się przemoczone do cna. Ocalało tylko to, co w plecakach. Przebraliśmy się, porozwieszaliśmy wszystko na sznurkach i zabraliśmy za gotowanie herbaty, kiedy zaparowane drzwi otworzyły się i do schronu wszedł samotny Hiszpan. Samuel- leśnik z Asturii.

IMG_4791

Zrobiliśmy miejsce jego mokrym rzeczom,  a potem okazało się, że mój zwykle milczący kumpel jest straszliwym, potwornym gadułą! Hiszpanie zgadali ze sobą przez cały dzień, raz na jakiś czas – zmuszani- coś mi łaskawie tłumacząc. Chyba wybiórczo. Zjedliśmy (zaledwie od dwóch lat przeterminowany) creme brulee. Stał zamknięty w dużej litrowej butelce- na przepisie napisano (też po polsku) wstawić do lodówki- nie było trudno, wystarczyło wystawić do sypialni. Wypiliśmy morze zielonych herbat… prawie wyschliśmy. Samuel wyjaśnił Jose, że nie jadam trujących grzybów- ode tej chwili już je jedliśmy razem. Nauczyłam się sporo łacińskich nazw śródziemnomorskich kwiatów i drzew. Wymieniliśmy mnóstwo przepisów na zupę z pokrzyw,  kasztany, konfiturę z poziomkowca, berberysu, tarniny, jedyne czym mi się udało leśnika zaskoczyć to jarzębina. Nie jadał tego, ale zbierał czasem. Tak się w Asturii karmi chore misie:). To zabawne, bo to wielogodzinne gadanie o leśnym jedzeniu bardzo zmieniło podejście Jose. Od tego czasu zaczął mi wierzyć. Niespodziewana siła łaciny:) .

Spędziliśmy w schronie bardzo miły dzień. Samuel palił w piecu i nawet spał obok, żeby ogień nie wygasł nocą. My mieliśmy puchowe śpiwory więc i tak było nam ciepło.

Mgła rozwiała się dopiero przed świtem. Nie na długo, ale wyjątkowo pięknie. Wszystkie te zdjęcia zrobiłam w ciągu kilkunastu minut.

AA019

AA018AA015AA014AA013Początkowo różowe światło żółkło. Na przełęczy, która tak nas zmyliła hulał wiatr.

AA012

Dolinę przed nami  zasłaniała i odsłaniała mgła.

AA011AA010Poczekaliśmy troszkę, ale nie poprawiło się. Samuel został, a my zrezygnowaliśmy z planów zdobycia Monte Rotondo, potem z przejścia wyższym alpejskim wariantem GR20, a na koniec nawet ze zboczenia w lewo do szałasów widocznych z daleka na grani. Ubraliśmy się w peleryny i postanowiliśmy zejść. Nie znałam dolnego wariantu szlaku, na taką pogodę był chyba akurat w sam raz.

AA009AA008

Share
Translate »