Hej.
Wróciłam wczoraj w nocy. W Pirenejach jest nadal ciepło, tylko troszkę poniżej zera, śnieg leży powyżej 2000 metrów, mocno wieje. Listopad był piękny. Kolorowy. Bukowe, brzozowe i dębowe lasy poprzebarwiały się na wybitnie jaskrawe odcienie. Liście zgarnął dopiero przedwczorajszy, huraganowy wiatr. Noce, w listopadzie wyjątkowo długie, tym razem wydawały mi się bardzo ciekawe- starałam się fotografować nawet w największych ciemnościach. Akumulatory trzymane przy ciele (zabrałam 6, jeden niestety zgubiłam) pozwalały na długie nawet kilkunastominutowe naświetlenia, nie wiem jeszcze co z tego wyszło, bo zdjęcia dopiero mi się kopiują na dysk, ale mam nadzieję, że udało mi się złapać chociaż ułamek tego nocnego piękna. W dzień sporo fotografowałam na filmach więc na efekt też będę musiała poczekać. Plecak był tym razem okrutnie ciężki i teraz nieco dokucza mi ramię (ponad 3,5 kg ważył tylko mój fotograficzny sprzęt). Pewnie będę musiała to jakoś rozćwiczyć, poza tym obyło się bez wpadek i strat.
Polarna sprawdzała się doskonale. Przydała mi się o wiele bardziej niż w marcu. Nie wiem czemu wydawało się nam, że jest znacznie zimniej niż wiosną, być może winne było dalekie i mniej grzejące słońce, a może duża jesienna wilgotność. Fakt faktem, że ja prawie nie zdejmowałam z siebie Polarnej, a Jose chyba pierwszy raz odkąd go znam nosił grubą wełnę i powerstretcha.
Nie zabrałam wiatrówki i kurtki przeciwdeszczowej. Miałam tylko stary garbaty płaszcz na plecak-nieodddychający i już przemakalny.
Raz musiałam go użyć jako wiatrówki (huragan i spory, kilkunastostopniowy mróz), poza tym Polarna wydawała mi się i nieprzewiewna, i nieprzemakalna. Spało mi się w niej też lepiej niż w kurtce puchowej ( jak zawsze miałam tylko letni śpiwór). Gdyby nie to, że wielokrotnie nocowaliśmy na zewnątrz tylko pod chmurką (a nie wzięliśmy namiotu) i tylko raz w ogrzewanym pomieszczeniu mogłabym się obyć całkiem bez tej kurtki.
Tak stała się czymś w rodzaju biwakowej piżamy i awaryjnego ubrania na wypadek przemoczenia Polarnej-która o dziwo tak jak napisał nam w zeszłym roku Łukasz, pomimo braku solidnej ochrony przed deszczem wcale mi nie przemokła. Zewnętrzna powierzchnia bywała wilgotna, ale w środku zawsze było sucho. Kilka razy włożyłam pod Polarną powerstretchową bluzę 80040, zwykle wystarczała mi cienka wełenka.
Poza tym miałam jeszcze legginsy, mocno zużyte nieprzemakalne spodnie i Szariki. Przed wyjazdem starałam się przygotować nowy model softshellowych spodni, które mogłyby nam zastąpić Powershield, ale wszystkie okazywały się znacznie gorsze niż moje stare i jak być może pamiętacie wyrzucone wiosną trzyletnie Szarotki. Miałam do nich żal, że się (lekko) podarły. Polartec zwykle jest niezniszczalny i trudno mi było wybaczyć moim spodniom ten „błąd” pomimo tego, że sytuacja była wtedy krytyczna, a ofiarą wybitnie trudnego zbocza stał się też całkiem niezły kask Jose (pękł). Tak czy siak po licznych i niezbyt udanych próbach stworzenia nowego modelu softshellowych spodni, tuż przed samym wyjazdem porwałam ze wzorcowni męski model Szarików ( bo nic innego nie było). Inne rzekomo oddychające tkaniny powodowały, że czułam się w spodniach jak w łaźni parowej. Powershield rzeczywiście oddycha, to ogromna różnica w stosunku do „zwykłych” materiałów, nie wiedziałabym o tym gdybym nie sprawdziła. Do tego ocierające się o siebie nogawki w tych testowanych, a nienadających się do noszenia spodniach wydawały podczas marszu upiorny dźwięk- czego wcale nie robią Szariki… Czyli ponownie chylę czoło przed Powershieldem pomimo jego licznych wad. Szariki przydawały się bardzo i do chodzenia, i do spania. Dzięki nim, wełnianej bieliźnie i Polarnej pirenejski listopad okazał się bardzo przyjazny i ciepły.
PS: zapomniałam… Drodzy Panowie, po namyśle zgadzam się z tym, że posiadanie dużej ilości kieszonek w spodniach ma sens. Ta na tyłku doskonale się nadaje do noszenia dokumentów, a te na biodrach mieszczą mnóstwo akumulatorów, nie wspominając o chustkach do nosa. Myliłam się. Kieszonki są fajne i jednak dobrze je mieć:).
PS2: zdjęcia autorstwa Jose Antonio de la Fuente.