dlaczego puch?

Puch jest najcieplejszą znaną mi izolacją. Nie dałabym sobie rady bez niego łażąc po górach zimą, czy sypiając na dużych wysokościach.

Jestem zauroczona puchem i postanowiłam go polecić również i Wam. Nie produkujemy puchowych rzeczy u nas i ponieważ bardzo zależy mi na jakości odpowiadającej innym naszym wyrobom zdecydowałam się skorzystać z pomocy ekspertów. Nasza pierwsza kurtka puchowa (damska oczywiście :))  została zrobiona przez doskonałą polską firmę Roberts Outdoor Equipment, której właściciela znam od wielu lat.  Spotykaliśmy się co roku na targach Outdoor we Friedrichshaffen, stanowiąc w tamtych czasach większość polskich wystawców- dokładnie 2/3… bo było nas wszystkich troje :)

O moim wyborze zdecydowała i legendarna jakość wyrobów Robertsa i łatwość porozumienia i nie ukrywając przyjemność pracy z kimś takim jak my- świadomie małym, skupionym na jakości i trwałości wyrobów, pasjonatem gór i ekspertem od zimna. Projekt dopracowaliśmy wspólnie.

Puch jest fascynującym materiałem. W kwestii ochrony przed mrozem (my- ludzie) nie wynaleźliśmy dotychczas niczego lepszego. Dobry puch jest bardzo lekki, wbrew temu co sądzi wiele osób jest pierny (najlepiej w pralni, koniecznie sprawdzonej, bo trzeba go fachowo wysuszyć!), pozwala wytrzymać  i cieszyć się życiem w temperaturach istotnie niższych od zera, zajmuje znacznie mniej miejsca i da się bardziej zgnieść niż jakiekolwiek sztuczne ociepliny. Jest też niesamowicie trwały- moja kurtka puchowa ma już  33 lata i w zasadzie nie ma powodu, żeby ją wymieniać.

Wadą, rekompensowaną jednak przez tą niezwykłą długowieczność jest wysoka cena. To też powód, dla którego zdecydowaliśmy się współpracować z firmą istniejącą już od ćwierćwiecza, znaną nam i polską.

Nasza damska kurtka Nuria jest długa, dopasowana do kobiecej sylwetki, ma dwie zewnętrzne kieszonki, wysoką ciepłą stójkę i dopinany na zamek kaptur.

NuriaZostała zaprojektowana tak, żeby zapewnić ciepło w sytuacjach, z którymi nie dają sobie rady Highlofty. Może służyć za zewnętrzną miejską kurtkę zimą (do ok -15 powinna wystarczyć tylko na T-shirta), być postojowo-biwakową warstwą termiczną w górach poza ciepłym letnim sezonem, lub wspomagana Highloftem albo Power Stretchem służyć jako dobra górska kurtka zimowa.  Jest dopasowana do ciała więc da się na nią w trudnych warunkach założyć nieprzemakalną kurtkę.  Taki wielowarstwowy ubiór jest (co wynika z moich licznych doświadczeń) bardziej praktyczny niż jedna „wszystkomająca” rzecz. Można go dowolnie modyfikować i używać niemal przez cały rok.

Męskim odpowiednikiem Nurii jest Puigmal ( zdjęcie pokażę za chwilę). Kurtka o zgrabnej nowoczesnej linii, dopasowana do kształtu męskiej sylwetki. Termicznie odpowiada Nurii z tym, że Panom być może nawet zimą w górach wystarczy pod nią tylko wełenka lub Power Stretch-  w tej kwestii nie mamy niestety  równych szans, my marzniemy znacznie szybciej.

Nuria i Puigmal mają komory typu H (zapewniliśmy spory dystans pomiędzy warstwami)  i zabezpieczone przed przewiewaniem boczne szwy. Komory zostały skonstruowane w unikalny sposób, zapobiegając przemieszczaniu się puchu, a w szczególności wypychaniu go spod pach. W obu kurtkach zastosowaliśmy najlepszy gatunkowo i rygorystycznie zbadany gęsi puch (850 cuin) w ilości (zależnie od rozmiaru) ok. 235 gramów. Waga każdego z modeli to ok 450-500 gramów.  Zaplanowaliśmy wszytko nawet detale tak, żeby zapewnić kurtkom niezawodność i maksymalnie długi żywot, stąd tak prosta, ponadczasowa forma i klasyczny przetestowany przez lata materiał. Te rzeczy są i będą poza modą. O kolorach możecie poczytać tu.

Dla porównania, bo wiem, że o to spytacie Nuria i Puigmal zatrzymują ponad dwu i pół -krotnie więcej ciepła niż highloft lub waciaczek z Primaloft 100, a ważą porównywalnie do każdej z nich. Pertex microlight, który wybraliśmy na wierzch jest mocny, nie przewiewa i nie chłonie wilgoci. Jest troszkę cięższy niż modne teraz cieniutkie materiały, ale nawet ja, osoba walcząca o każdy gram w plecaku, wolę mocną i pewną tkaninę, nawet jeśli muszę dodatkowo nieść kilkadziesiąt gramów. Dodatkowy plus, to to, że nie widać puchu.

Pewnym problemem na pewno jest cena. Puch jest teraz w modzie i na rynku pojawiły się rzeczy wielokrotnie tańsze niż to, co chcemy zaoferować. Powszechnie używa się puchu z recyclingu uzyskiwanego ze starych kołder, do puchu z gęsi dosypuje się (po cichu, bo norma zezwala) kaczego. Nie ma w tym nic złego- to pozwala na szerszy wybór. Jedyną istotną różnicą (i powodem, dla którego my nie zdecydowaliśmy się na taki puch) jest jakość i trwałość. Kurtka z nowego, wysokogatunkowego puchu z gęsi o najwyższym współczynniku rozprężania 850cuin  jest niemalże wieczna (również dlatego wybrałam solidniejszy materiał). Te z odzysku niestety płaszczą się i zlepiają już po kilku latach. Te z domieszką puchu kaczego, są nawet do 25% mniej puchate niż podają ich producenci. To właśnie tego typu oszczędności są odpowiedzialne za stworzenie złego wizerunku nieodpornego na pranie i zamaczanie puchu.

W górach nie raz zdarzyło mi się zmoknąć. Kurtka puchowa i śpiwór są moją gwarancją bezpieczeństwa, często przetrwania, nie odważyłabym się zabrać czegoś zawodnego. Jestem przeciwna produktom, które udają coś innego niż to, czym naprawdę są. Denerwują mnie na pozór porządne rzeczy, które się szybko starzeją i na szczęście nie muszę ich produkować, bo nasza firma jest z założenia mała :) .

Daję Wam do ręki dopracowany i sprawdzony projekt. Rzecz, która tak jak inne wyroby Kwarka chciałaby być Waszym najlepszym przyjacielem. Bardzo jestem ciekawa jak Wam się spodoba. Napiszcie proszę.

Nuria tyłA teraz najgorsze… cena: Nuria rozmiar 36-1175 zł, rozmiar 38-1200 zł, rozmiar 40-1225zł, rozmiar 42-1250zł… itd. Kurtka została zaprojektowana jako raczej luźna (chociaż kształtna). Jest więc dość tolerancyjna w stosunku do wymiarów mierzącej ją osoby i pozostawia wystarczająco dużo miejsca, żeby swobodnie założyć pod nią highlofta. Mierzyłyśmy prototyp na wszystkie dostępne nam  damskie figury i każda z nas wyglądała w Nurii bardzo dobrze. Zgrabnie, kształtnie i … co najważniejszy było w niej cudownie ciepło:)

Wstawiamy do sklepu, a Puigmal tradycyjnie pojawi się już za chwilkę.

 

 

 

Share

Jesienna Korsyka- Bastia

Kiedy wyszliśmy z promu Bastia już spała. Na ulicach niemal nie było ludzi. Działała za to informacja turystyczna na terminalu promowym. Nieprzyjemna (zdaniem Jose, bo ja nie zauważyłam) panna w okienku wręczyła nam plan miasta (gdybyście tam byli koniecznie weźcie, na odwrocie jest niezła mapa Korsyki) i uprzedziła, że kemping zamknięty, a w hotelach komplet. Dla potwierdzenia zadzwoniła do jakiegoś pensjonatu. Nie było miejsc.

Udało nam się zlokalizować na planie dworzec kolejowy- w praktyce małą stacyjkę. Była zamknięta, światła zgaszone, najbliższy pociąg o 6-tej rano. Pociąg do Calvi kursował raz dziennie o 16-tej. Rozkład wydał nam się skomplikowany, ale pociągów było na nim więcej niż jeden, najwięcej do Casamozza. Postanowiliśmy rozgryźć darowaną mapę, ale dopiero potem, jak już uda nam się znaleźć hotel.

Obejrzeliśmy kilka. Te, których nie pozamykano na zimę z reguły nazywały się Bonaparte albo Napoleon i nie miały żadnych wolnych miejsc. W jednym pan tylko machnął ręką widząc nasz cień w drzwiach. Spadać frajerzy. Mamy komplet. Przeszliśmy tak przez całe centrum- to jakieś 600 metrów :). Minęliśmy obsadzony platanami kwadratowy plac, stłoczone kamieniczki obrastające Stary Port. Ciemno, cicho. W zatoce cumowały jachty, ale w nabrzeżnych knajpach pogasły światła. Zaznaczony na mapie kemping był gdzieś za cytadelą. Szliśmy w tamtym kierunku, bo wydawał się rozsądniejszy niż drugi- na Cap Corse- północny cypel Korsyki. Cytadela była dyskretnie oświetlona, a w okolicznych kamienicach, jak wszystko w Bastii beztrosko (albo bezsilnie) prezentujących zaawansowany wiek świeciły tylko pojedyncze okna. Minęliśmy warowne mury i kawałek dalej odkryliśmy równiutką zieloną trawkę- jak się później zorientowaliśmy skwer na dachu parkingu podziemnego.

BastiaZ tarasu był piękny widok na ciągnące się daleko na południe, kolorowo oświetlone wybrzeże. Nic nie wskazywało, żeby gdziekolwiek był kemping. Dopiero teraz zauważyliśmy, że obok ikonki kempingu na planie jest jakaś strzałka wskazująca poza obręb mapy…

Przez chwilkę rozważaliśmy rozbicie namiotu na kuszącej miękkością trawce. Miasto było tak puste, że może nikt by nie zauważył. Rozmyśliliśmy się jednak,  uznając, że namiot to jednak przesada. Ciepło, niebo cudownie czyste, nic nie wskazywało na zmianę pogody. Rozłożyliśmy śpiwory na wiszącym nad wybrzeżem drewnianym pomoście i dość szybko udało nam się zasnąć.

Koło trzeciej obudził nas deszcz. Zwarty strumień tryskał wprost z gwiaździstego nieba. Coś syczało. Wyskoczyliśmy ze śpiworów i odciągnęliśmy nasze rzeczy poza obręb złośliwych polewaczek. Chwilkę później znów musieliśmy się ruszyć. Czujna obserwacja pomostu, krótka wymiana zdań… Odkryliśmy, że na deskach są suchsze miejsca.

Polewaczki, fot Jose Antonio de la Fuente

Niewiele, ale wystarczyło. Zasnęliśmy znów i tuż przed siódmą obudził nas pies.

Bastia

Jose zerwał się na równe nogi, obawiając się, że on też będzie podlewał, ale wystraszony zwierzak uciekł ujadając. Po trawce chodziło sporo spacerowiczów ze zwierzakami. Nie zwracali na nas uwagi.

Cytadela w Bastii, fot, Jose Antonio de la FuenteW Bastii wstawał piękny świt, a ja wciąż zajęta tym czego jeszcze nie mam, zamiast fotografować nie mogłam się doczekać gór… teraz myślę, że to wielka szkoda.

świt w Bastii, fot Jose Antonio de la Fuenteuliczka przy starym porcie, fot Jose Antonio de la Fuente typowa kamienica w Bastii, fot Jose Antonio de la FuentePS: z tej historyjki wynikają dwa morały:

1- jeśli podejrzewacie, że Wasz prom się spóźni- zróbcie rezerwację jakiegoś noclegu. Można przez internet. Na całej trasie Livorno-Bastia jest telefoniczna sieć.

2- Żywozielona trawka w południowej Europie jest mocno podejrzana :)

dalszy ciąg relacji jest tu

Share
Translate »