– buty koniecznie zimowe. Nie tylko grubsze i cieplejsze, ale też z grubszą, lepiej izolującą i sztywną podeszwą. Mniej izolowanym podeszwom pomogą grube oklejone odblaskową folią wkładki. Sztywna podeszwa pomaga się utrzymać na lodzie i stromym śniegu, i lepiej współpracuje z rakami. To nawet nie kwestia wygody ( bo sztywne buty nie są specjalnie wygodne) tylko bezpieczeństwa.
– więcej rękawiczek. Jak jest naprawdę zimno wkładam dwie: wewnętrzne z powerstretchu i drugie z windbloca. Kiedy było bardzo, bardzo zimno poniżej -25 i wiało, bez grubych nieprzewiewnych (np. takich jak narciarskie, chociaż bywają i inne, bardziej miękkie) po jakimś czasie bardzo marzłam. Próbowałam już kilku rodzajów. Ich wspólną wadą jest zupełna niemożliwość używania rąk, nie da się poprawić kaptura, zmienić rakiet na raki, zrobić zdjęcia. Jeśli do tego zapnie się na nich rzepy rękawów, (żeby nie wiało) człowiek jest trochę ubezwłasnowolniony (zapiąć można też tylko zębami). W temperaturach około – 10 wystarczą rękawiczki z windbloca (ewentualnie z tymi z powerstretchu w środku), koło zera, noszę zwykłe z 200-tki albo tylko te wewnętrzne. We wszystkich tych rękawiczkach (mówię o naszych Kwarkowych, bo takie noszę, weźcie pod uwagę, że są dość dobrze dopasowane) da się założyć raki, ustawić ostrość, czy nacisnąć migawkę. Większe regulacje aparatu- raczej tylko w powerstretchowych.
– Jeśli nie ma się bluzy z kapturkiem, warto wziąć kominiarkę. Ja mam, więc biorę tylko czapkę z windpro i często jakąś drugą, cieńszą- od słońca. Lubię mieć szalik ( szczególnie jedwabny), można nim w razie potrzeby osłonić trochę twarz (od 2013 mamy w ofercie maskę-buff z Aquashell)
– spodnie: Nosiłam długo nasze z Powershield i legginsy z Powerstretchu, czasem wzmacniając ten zestaw cienką wełenką. Od 2015 roku kiedy powstały legginsy Polarne noszę je z jakimikolwiek nieprzemakalnymi spodniami. W bardzo trudne warunki dokładam jeszcze kalesony z wełny. To jak dla mnie genialne rozwiązanie.
– biorę dwie koszulki wełniane z długim rękawem (kwarkowe, te bardzo cieniutkie, pisałam już o nich, nawet zimą wyschną szybko, innych rzeczy, poza bielizną, na pewno nie będę prała), -powerstertchową bluzę z kapturkiem i łapkami, kiedyś nosiłam kurtkę z highloftu od 2015 roku noszę Bluzę Polarną– to lepsze rozwiązanie niż Highloft ze względu na większą odporność na wiatr i wydajny transport wilgoci na zewnątrz. Dodatkowo biorę kurtkę puchową. W puchówce nie da się chodzić, jest za gorąco. W dzień podróżuje sobie w plecaku w foliowym worku, w nocy i na długich postojach (zwykle raczej nie chce mi się przebierać, ale na wszelki wypadek, np. utknięcia gdzieś) pozwala mi, potwornemu zmarzlakowi przetrwać kolejne dni bez możliwości rozgrzania się w ogrzewanym pomieszczeniu.
Na szczęście nie zawsze jest aż tak zimno. Przy małym wietrze, na słońcu i na podejściu często można chodzić tylko w koszulce z powerstretchu. W cieniu i na zejściu czasem muszę założyć na siebie wszystko.
– Kurtki też mają kaptury, dwa kaptury z powerstretchu i highlofta (lub Polarnej) zupełnie mi wystarczą, tym, którzy nie mają aż tylu polecam „barana z windpro” lub troszkę lżejszy „profil” (powerstretch + windpro, na zdjęciu wyżej, lubię też Rycerską z windpro– fajnie zasłania uszy) . Zimą w czapce- kapturze chodzę przez okrągłą dobę, nawet śpię.
Kurtka- kiedyś nosiłam membranowe kurtki- teraz wiatrówkę Laponię i płaszcz do zasłaniania plecaka od śniegu.
-z luksusowych rzeczy, których nie ma na letniej liście biorę jeszcze grube skarpetki z 200-tki. (od 2015 noszę Walonki, są miękkie i ciepłe, a do tego szybko schną, można w nich i spać i chodzić)
– śpiwór koniecznie puchowy. Miałam kiedyś Małachowskiego 800 g puchu, w listopadzie 2013- kupiłam sobie Robertsa, jest cieplejszy chociaż puchu jest mniej- 700g. Oba te śpiwory są raczej letnie więc żeby uzyskać wystarczającą izolację na zimę sypiam w kurtce puchowej i od 2016 też w puchowych spodenkach- to wystarcza nawet w namiocie przy ok -25 stopni.
-okulary słoneczne na zimę powinny być ciemne, biorę te kategorii 4. Dobrze się sprawdzają gogle- chronią twarz przed zamiecią i wiatrem, jeśli założyć maskę- twarz może być całkiem zasłonięta.
– rakiety, raki, czekan, ochraniacze… Tłusty krem, dużo gazu…
mnóstwo jedzenia…
PS: ten temat rozwinęliśmy szerzej po jednej z rozmów z klientami. Jeśli kogoś interesują doświadczenia wspinaczy w bardzo wysokich górach- są na końcu tego tekstu. Moje doświadczenia z miesiąca w zimowej Laponii są tu.
uzasadnienie wyrzuciłam na koniec. Moja lista rzeczy do zabrania w góry latem ( na wędrówkę z namiotem lub bez, na krótki wypad, na trekking), aktualizowana wielokrotnie stąd tyle przypisów:
–Nieprzemakalna kurtka (400-500g) i spodnie chroniące od deszczu (200-250g) (ewentualnie płaszczyk na plecak zamiast kurtki, poncho bez rękawów sprawdza się gorzej, podwiewa a ręce mokną)
-2 koszulki z krótkim rękawem(max-100-200g razem- zabieram dwie wełniane, albo jedną wełnianą i jedną lnianą)
-jedna z długim rękawem– powerstretch (250g), albo odwrotnie, łatwiej się obyć bez krótkiego rękawa, zawsze można zawinąć. Wystarczą dwie koszulki jedna z krótkim, jedna z długim, ale wtedy czasem sypia się w brudnej.
-1 legginsy długie (powerstretch) 200g, czasem biorę też kalesony z wełny to dodatkowo ok 90 g
– jedna lekka ciepła polarowa kurtka, ok 300-450 g (ostatnio highloft lub jeśli w zimne miejsca- Polarna)
– osobista bielizna na zmianę (200g)- majtki z powerdry naprawdę schną błyskawicznie, wystarczają dwie sztuki, można codziennie prać. Za chwilkę dodamy do oferty też majtki wełniane, już je przetestowałam.
– dobre skarpety 3 pary (300g), ewentualnie dodatkowo jeszcze jedne (np z powerstretchu -do spania i jak buty przemokną.), Ostatnio coraz częściej zdarza mi się chodzić tylko w powerstretchowych skarpetach. Są zaskakująco wygodne (opisałam je tutaj , wbrew pozorom są świetnie nie tylko do nurkowania)
-warto wziąć sandały, nie muszą być porządne , byłyby ciężkie, zwykle ważą ok 700g, wystarczą tanie z supermarketu mam takie, które ważą 150g, są tylko pod prysznic i na wieczór. Chodzić lepiej w butach, ale sandały przydają się czasem do przechodzenia strumieni i rzek.
–spodnie długie i buty górskie na sobie, spodnie powinny szybko schnąć, nie biorę drugich na zmianę , buty powinny być jak najlepsze, muszą mieć podeszwę na wibramie, na trudniejsze trasy potrzebna jest twarda.
–czapka (obowiązkowo, najlepiej z windpro) i rękawiczki, 50 i 70 gram (ja lubię rękawiczki z powerstretch pro)
–Lekki kubek i łyżka, (widelec uważam za niepotrzebny zbytek) ok 100 g
–coś na głowę od słońca (20g), okulary (20g), krem z filtrem (50g- opakowania są cięższe, ale można przełożyć do mniejszego, lekkiego pudelka), ochronna szminka (20 g)
–mydło itp, szczotka do zębów, mała pasta, nici dentystyczne, mały dezodorant (ostatnio wkładam trochę dezodorantu w sztyfcie do pudełka po filmie, tak jest znacznie lżej), ewentualnie obcinarka do paznokci, chociaż można ją też kupić i wyrzucić (razem: 150-300g)
–lekki ręcznik(50 g) przydają się też mokre chusteczki do mycia (150g), ja lubię takie do demakijażu, świetnie myją, dodatkowo zawsze zabieram chusteczki do higieny intymnej (znów 100-150g)
–śpiwór, ja pod namiot zawsze biorę puchowy 1,3 kg, gdybym sypiała w schroniskach brałabym inny, bardzo cienki.
-kapturek na plecak 60g, nie biorę go tylko wtedy kiedy zabieram płaszczyk z garbem zasłaniający i mnie, i plecak- lepsze pewniejsze rozwiązanie.
–gruba folia NRC 20g, te z apteki zaraz się rwą
-lekarstwa jakie zwykle bierze się na wyjazd (ja biorę węgiel, Ibuprom i czasem tabletki do czyszczenia wody), plastry i ewentualnie bandaż elastyczny (ok. 200g)
–palnik, garnek i nóż. Zapalniczkę i gaz, jeżeli leci się samolotem trzeba kupić na miejscu nie można z tym latać. Razem ok 1 kg. Od dawna nie noszę już gadżeciarskich scyzoryków. Nożyk ze sklepiku za rogiem w osłonce z taśmy klejącej waży ok 20 g, mi wystarcza. Zamiast garnka, który waży kilkaset gram zabieram często stalowy kubek ze sklepu „wszystko po 3 zł”- waży 80 g.
-lekka karimata 200g
–namiot -mój waży 2kg, bywają lżejsze, ostatnio często biorę worek biwakowy bez stelaża (ok. 600g), albo dwuosobową pałatkę do rozbijana na trekkingowych kijach (800g).
kije 600g, ale w zasadzie się ich nie czuje, nie są w plecaku latarka, mam Zipkę Petzla jest malutka, ale mi wystarcza, 50 g, niestety dość słabo świeci, więc jeśli dzień nie przeważa już zdecydowanie nad nocą biorę jakąś większą.
mapy itp 200-500g
zważywszy, że pusty plecak często waży ok 2,5 kg to wszystko razem daje ok 9-11 kg do tego trochę jedzenia i wody i …robi się naprawdę ciężko. W grupie łatwiej jest to sensownie rozłożyć.
W różnych sytuacjach, z różnych powodów miewałam tego mniej, zdarza mi się chodzić, np bez namiotu lub bez sandałów (zwykle zimą :)), kiedyś spędziłam też dwa tygodnie w Alpach bez garnka i palnika- da się wytrzymać, zwłaszcza w pełni sezonu. W miejscach gdzie zawsze jest ciepło (np. Korsyka latem) nie potrzeba nieprzemakalnych spodni i jeśli ma się dwie koszulki z powerstretchu można też nie zabierać polara.
Kiedy chodzi się wyłącznie od schroniska do schroniska, a liczy się każdy gram (w moim przypadku np. na trudnych via ferratach) zamiast śpiwora wystarczy wziąć poszewkę na kołdrę, do której da się wejść (albo podobny śpiworopodobny pokrowiec, są już w sprzedaży). W schroniskach są koce, więc noszenie śpiwora jest zbędne.
Jeżeli jest jeszcze śnieg trzeba dopakować ochraniacze, inaczej do butów się go nasypie. Wiosną często przydają się raki, a czasem też czekan.
O innych sprawach- np. toaletach i śmieciach napisałam tutaj. O jedzeniu postaram się jak najszybciej napisać. Napisałam też o marznięciu.
PS: 24 lipca 2012 Kilka osób skarżyło mi się, że lista jest zbyt ogólna i po przeczytaniu dalej nie wiedzą co zapakować. W związku z tym dołączyłam linki do innych moich wpisów omawiających szczegółowo potrzebne w górach rzeczy. Opisałam głównie kwarkowe wyroby, ale nawet te teksty mogą pomóc wybrać coś spośród posiadanych już ubrań. Rzeczy, o których nie napisałam postaram się omówić później.
Jeśli macie jakieś pytania koniecznie piszcie.
a tu archiwalny tekst z wyjaśnieniami, poprawiany już wielokrotnie od powstania bloga:
Nigdy nie zapomnę jak moja znajoma rozpakowując się w pierwszym na trasie schronisku z zachwytem powiedziała…
-A wiecie co ja mam? Odświeżacz do koloru!
Zbaranieliśmy, mówiąc to smarowała usta bezbarwną szminką, nie bardzo było wiadomo, o jaki właściwie kolor jej chodzi… Okazało się, że… o włosy.
Ilość przedmiotów, bez których nie można się obyć jest indywidualna. Zawsze wygodniej byłoby mieć pod ręką wszystko…. ale w górach waga to komfort i bezpieczeństwo. Pół biedy jeżeli siedzi się w schronisku, wychodzi na krótko, a większość rzeczy trzeba przenieść tylko kawałek. Gorzej jeżeli trzeba to cały czas ze sobą nieść. W trudnych, czy niebezpiecznych miejscach, wielki i ciężki plecak może nie tylko przeszkadzać, ale wręcz zagrażać życiu.
Przez lata starałam się wyeliminować ze swojego plecaka jak najwięcej. Mam przesyłaną wciąż znajomym listę przedmiotów( na początku wpisu), które trzeba ze sobą mieć idąc na parę dni w góry (lub tygodni, to wszystko jedno). Innych nie trzeba.
Pewnie, że jeśli się weźmie dodatkową latarkę (czy baterie) w przypadku spotkania np. niedźwiedzia będzie łatwiej, ale równie łatwo jest nie łazić po nocy, a latarki używać oszczędnie (zresztą poza Tatrami jeszcze nigdy nie spotkałam niedźwiedzia, zdarzało mi się tylko widzieć ślady). Podobnie zamiast brać otwieracz do puszek można po prostu nie brać puszek, zwłaszcza, że po zjedzeniu zawartości nadal będzie je trzeba ze sobą nieść. W górach (poza Polską) zwykle nie ma koszy na śmieci.
Moja granica komfortu to 12 kg, trudno się w tym zmieścić wiosną, kiedy trzeba mieć ze sobą raki, czekan i namiot, a jest się samemu. Do tego schroniska są zamknięte i trzeba mieć jedzenie na klika dni. Wiosną i zimą mój plecak dochodzi do 16- 17 kg i zaczyna mi przeszkadzać.
Każda zabrana rzecz musi być niezawodna i lekka. Najłatwiej jest mi z ubraniem. Przepraszam za trochę reklamy, naprawdę nie używam innych ubrań, niż własne, kwarkowe, często zdarza mi się testować nowe modele, tak naprawdę chyba nie było takiego, którego bym osobiście nie sprawdzała, oczywiście poza typowo męskimi rzeczami.
Mam wybór. Kwark produkuje dużo niezawodnych i ekstremalnie lekkich rzeczy. Na każdy wyjazd zabieram komplet ciepłej bielizny z Power Stretchu, (zimą dwa, czasem noszę jeden na drugi, zwłaszcza śpiąc na dużym mrozie). Bardzo lubię koszulkę z kapturem i łapkami, już wiele razy zgubiłam czapkę i rękawiczki, a łapki i kaptur zawsze są na swoim miejscu. Poza tym, ta koszulka waży tylko kilka gram więcej niż standardowa z zamkiem.
Zimą, kiedy nie da się prać, pod Power Stretch zakładam bardzo cienką wełnianą podkoszulkę z naszej kolekcji. Wełna zawsze, nawet kiedy jest bardzo brudna wydaje się świeża, taka koszulka waży około 70 g, biorę dwie. Latem jej wersja z krótkim rękawem jest niezastąpiona przy upałach. Jedyną jej wada jest to, że stosunkowo łatwo się rwie. Porwałam jedną przedzierając się przez jeżyny. Zacerowałam i będę ją nosić dalej, ale lojalnie uprzedzam, nie jest wieczna. Jest za to wełniana, rozłoży się szybko, nie powodując większych szkód (tej wełenki już niestety nie mamy -maj 2016). W upały doskonale sprawdza się len. Mocniejsza i grubsza jest nasza nowa wełna– latem doskonała druga warstwa- zimą ciepła bielizna.
Ogromną zaletą Power Stretch’u jest to, że nawet kiedy wierzchnie ubranie przemoknie (a jak dotąd nie udało mi się kupić nieprzemakającej kurtki z Goretex’u, powerstretchowa bielizna nawet mokra utrzymuje ciało suche i ciepłe. Podobnie działa wełna, a oba materiały doskonale współpracują.
W środku bezludnych gór, po kilku dniach deszczu, to może być problem życia i śmierci. Wiele osób zamarzło w górach nawet przy dodatnich temperaturach. Wiatr i wilgoć bardzo wychładzają. Warto wziąć ze sobą komplet ciepłej bielizny, dla zasady. Na ciężkie czasy najlepiej Power Stretch Pro. Koszulka i legginsy ważą razem tylko 450gram, mieszczą się w każdym nawet malutkim plecaczku. Znajomym, którzy wybrali się na jednodniowy trekking w Nowej Zelandii i utknęli na klika godzin uratowały kiedyś życie, pewnie nie tylko im, ale oni zadzwonili, żeby mi o tym powiedzieć.
Na ścianie mamy kolekcję kartek z podziękowaniami i pozdrowieniami od zadowolonych użytkowników. Miło nam, lubimy je.
Poza bielizną, która uważam za najważniejszy element górskiego ubrania, to co jest na zewnątrz ma znacznie mniejszy wpływ na samopoczucie i bezpieczeństwo, zabieram zwykle kwarkową kurtkę z highloftu. Jest znacznie cieplejsza niż tradycyjne polary, a waży tylko 400 gram Lubię też naszą kurtkę z windpro, jest w ofercie na zamówienie, jeżeli nie pada, a wieje (są miejsca gdzie nigdy nie przestaje wiać np Korsyka czy Majorka) sprawdza się znacznie lepiej niż goretex założony na polar. Cokolwiek by nie napisano o oddychaniu takiego zestawu zawsze się w nim pocę, dodatkowo denerwuje mnie dźwięk wydawany przez nieprzemakalne kurtki. Szeleszczą. Zakładam je tylko jeżeli muszę.
Ze względu na to, że moja ostatnia goreteksowa kurtka ciekła przetestowałam zestaw złożony z wiatrówki i taniego nieprzemakalnego płaszczyka- pelerynki z wielkim garbem do założenia na plecak. Płaszczyk kosztował 10 razy mniej niż porządna oddychająca, nieprzemakalna kurtka, ważył mniej niż połowę i po tygodniu ciągłej mżawki…. odkryłam, że sprawdza się lepiej. Wilgoć z potu, która zbierała się w rękawach nie moczyła za bardzo ani wiatrówki ani powerstretchu (teraz noszę kwarkową wiatrówkę- Costabonę maj 2016)
Ja się mało pocę i nie wiem czy jest to uniwersalna prawda, ale warto spróbować.
Nawiasem mówiąc, wiele pięknych, mocno reklamowanych gadżetów do chodzenia po górach w praktyce okazuje się niewiele wartych lub zbędnych. Przemakają nie tylko ubrania i buty, ale też ochraniacze i plecaki. Jedyną rzeczą (oprócz naszego wodoszczelnego worka, niestety jest za ciężki w góry), która trwale zabezpieczy zawartość plecaka przed wodą, mało waży i nie zajmuje miejsca jest zwykła foliowa torba. Warto włożyć do niej zapasową powerstrechową bieliznę, “na czarną godzinę”. Wprawdzie mokra też jest ciepła… ale przyjemniej jest założyć suchą :)