W dawnych czasach projektowałam dużo płaszczy. Niektóre z nich były prawie genialne i szkoda mi o nich zapomnieć. Zwłaszcza, że sama je noszę i wiem jak bardzo są praktyczne i jakie wygodne.
Te wełniane nie są nieprzewiewne, wiec w środku zimy warto pod nie włożyć Powerstretcha (a przy siarczystym mrozie nawet Polarną), natomiast wiosną (lub jesienią) po prostu hulaj dusza. Płaszczyki pasują i do spodni i do sukienek, można je nosić na bluzki i na sweterki. To doskonały składnik ubraniowej wiosennej „cebulki”. Elastyczny, miękki niegniotący się i przyjazny ciału (to 100% wełna). Do tego lekki i bardzo uniwersalny.
Popatrzcie sami : (zdjęcia jak zwykle Beata Sarna) :
Płaszczyk Babeczka. To robocze fotki sprzed kilku lat:
a to z ostatniej jesieni. Ja już się troszkę postarzałam, a ciągle noszony płaszczyk wcale!
Dekoracje rękawów i kołnierza przypominają wielkanocną babeczkę stąd nazwa, ale inspiracją chyba jednak były góry… zresztą kto to wie :)
PS: przypominam płaszczyki, bo wczoraj zaczepiła mnie w pociągu nieznajoma pani- mówiąc, że ładny… nadal mamy wełnę (tę samą z której robimy fraki) więc nie ma problemu żeby jakiś płaszczyk (w razie nagłej potrzeby) powtórzyć. Dorzucę jeszcze kilka, za kilka dni.